Opowiadania i sceny bez ładu i składu #29
Dziś chcę się z Tobą podzielić moją pracą konkursową, napisaną na Konkurs Literacki o "Tęczowe Pióro".
Polecam słuchanie tego, podczas czytania.
Polecam słuchanie tego, podczas czytania.
„ZEMSTA ERENY”
legenda o trzebińskim Balatonie
Pewnego lipcowego, późnego wieczora, gdy świat już spowił
mrok, na ulicach zapanowała cisza, a sowy wyruszyły na łowy, w trzebińskim
kamieniołomie pięciu robotników zjeżdżało zardzewiałą ze starości windą do
podziemi. Zaczynała się ich zmiana. W ręku każdy trzymał po torbie, w której
znajdowały się termos z kawą, coś na rozgrzanie i kanapki. Śmiali się, pukali
nawzajem w ochronne, żółte kaski. Podziemna moda stawiała na flanelową koszulę,
najlepiej w kratę, ciepłą bluzę z polaru, trochę za luźne, wiecznie brudne
ogrodniczki z wielką kieszenią z przodu, wysokie, sznurowane buty i oczywiście
odblaskową kamizelkę. Hitem była żółta. Wszystkim dopisywały dobre humory, choć
czekała ich noc pełna pracy.
Otworzyły się skrzypiące drzwi i całą
gromadkę powitał dobrze znany im widok. Skały wapienne oświetlały ciepłe, żółte
lampy. Na podłodze plątały się kable. Sklepienie nikło gdzieś wysoko w
ciemnościach. W uszach szumiało od stukania i wiercenia. Przy każdym krzyku
rozlegało się echo. W nosie swędziało od pyłu. Gdzieś daleko stała koparka.
Wyminęła ich ciężarówka. Wiozła kamienie do wagoników, by po szynach wjechały
do składu na górę. Wiało chłodem od ziemi. Wydawało im się to nielogiczne –
przecież byli bliżej gorącego jądra naszej planety niż ci, którzy teraz leżeli
przed telewizorami.
Każdy założył plastikowe okulary i wziął do ręki ogromne, wytłumione słuchawki.
Schowali do kieszeni niewielkie krótkofalówki. Wszystko dla bezpieczeństwa. Na
plecy wzięli po kilofie i ruszyli ciemnym korytarzem tam, gdzie maszyny nie
mogły dojechać. Żarty sypały się jak z rękawa. Jeden z nich opowiadał o swojej
pięknej córce, której zamarzyło się wyjść za mąż. Nie przepadał za jej
wybrankiem.
-
Pomyślcie sobie, że to chłopak po zawodówce. Jak on ma utrzymać dom? – mówił.
-
Dobrze gadasz. Jeszcze jak im się dzieci porodzą, to kaplica – dodał jego
kolega z długą, czarną brodą.
-
Wtedy pójdzie do ciebie po pożyczkę, ja ci mówię – wtrącił się trzeci z dużą
ilością piegów w czerwonej koszuli.
-
Pewnie zaraz się rozwiodą, zobaczysz, Staszek. – Pokiwał głową kolejny z
sumiastym, siwym wąsem i okrągłymi okularami korekcyjnymi pod ochronnymi.
-
A ile tak w ogóle oni są razem? Ile się znają? – spytał nagle piegus.
-
Janek, chyba od podstawówki, ale ręki sobie uciąć nie dam – odparł Staszek.
-
Przyda się do pracy – zaśmiał się brodacz.
-
Dobrze powiedziane, Piotrek. – Wszyscy zanieśli się śmiechem. Prawie wszyscy.
Jeden, najmłodszy z jeszcze niezmęczonymi rękami, szedł w milczeniu.
-
A ty, co tak siedzisz cicho, Kuba? – Spoważniał wąsacz.
-
Pokłóciłem się dziś z Renią – żachnął się.
-
Właśnie, a jak tam wasz bobas, wiecie już czy to chłopiec czy dziewczynka? – Zainteresował
się Staszek.
-
Chłopiec – uśmiechnął się Kuba. Wszyscy pogratulowali przyszłemu tacie, po czym
okularnik zapytał się o termin porodu.
-
Arturze, mogę się pochwalić, że już na początku września będę tatą! – Każdy
poklepał go po plecach.
-
Słuchaj, to trzeba będzie to uczcić!
-
No ba!
Tak doszli do celu. Był nim koniec
wąskiego, świeżego tunelu. Założyli słuchawki i poprawili ubrania. Odłożyli
pakunki w jedno miejsce i omawiając to, jak będzie wyglądała przyszłość syna
Kuby, zaczęli miarowo uderzać w ścianę. Sypały się iskry. Co chwilę na podłogę
upadały pokruszone wapienie.
Kopali
dobrą godzinę, z przerwą na kawę, gdy stało się coś dziwnego. Janek zamachnął
się po raz kolejny dzisiejszego wieczora, ale narzędzie wbiło się w ścianę jak
nóż w masło. Grupa zebrała się przy przyrządzie, który wisiał bez ruchu.
Wyglądało to osobliwie. Artur, jako najstarszy z towarzystwa, dotknął miejsca,
z którego wystawał drewniany trzonek. Wystawił do przodu palec. Bez problemu
zanurzył się w substancji, która przypominała galaretę, ale wyglądała jak głaz.
Kiedy wyciągnął go, był cały w jakimś niebieskim glucie. Szybko wytarł go o
spodnie. Z dziury, którą zrobił, wylewała się gęsta ciecz o zapachu zepsutego
jajka. Wszyscy cofnęli się kilka kroków. Wydawało im się, że to coś pęka.
Siatka gęstych pęknięć pokryła dziwne zjawisko. Wstrzymali oddech. Dziwna masa
wylewała się już strumieniami. Nawet nie zauważyli, gdy przykleiła ich buty do
podłoża.
Nagle całość wybuchła z głośnych hukiem, brudząc
ich wydzieliną i ukazując białą kulkę wielkości dużego wiadra. Stali w
bezruchu, czekając na to, co się stanie. Kulka zaczęła się ruszać. Najpierw z
głośnym plaśnięciem odkleiła się jakby głowa na długiej szyi z rzadkimi, bardzo
długimi, jasnymi włosami opadającymi na twarz. Potem pojawiły się brzuch,
zgięte nóżki i wyjątkowo długie ręce z błoną między palcami. To coś
przypominało zarysem człowieka i cały czas rosło. Światła zamrugały i nagle
zgasły, zrobiło się zimnej. Ich oddech zamieniał się w parę, a okulary pokrył
szron. Szybko je zdjęli. Dziwne stworzenie siedząc sięgało im do pasa. Ręce i
nogi miało dwa razy dłuższe niż normalny człowiek, cerę wręcz białą, wydawało
się, że to sama skóra opięta na kościach, których zarys widzieli nawet w
ciemnościach.
Stwór
podniósł na nich wzrok. Przeraziły ich same białka oczu i kobiece rysy twarzy
potwora. W wąskich, szerokich ustach pojawiły się obrzydliwe, zniszczone, ostre
zęby, które lśniły w ciemnościach. Podszedł do nich. Czuli odór jaki z siebie
wydzielał. Ciężko było nie zwymiotować. Jego twarz niebezpiecznie blisko
przybliżyła się do towarzyszy, stojących w kupie. Serca waliły im jak nigdy.
Monstrum uśmiechnęło się przerażająco.
-
Czemu zniszczyliście mój dom? – wycharczało bardzo powoli oddzielnie każdą
sylabę. Miał dość dziewczęcy ton głosu. Nie uzyskał odpowiedzi. – Czemu
zniszczyliście mój dom?! – powtórzył już krzycząc.
-
N-nie w-wiedziel-liśmy, że t-to t-twój d-dom – wydukał Artur.
-
Nie? O, jak przykro – zaśmiał się upiór. – Szkoda, że i tak musicie za to
zapłacić.
-
N-nie mamy tu p-pieniędzy – tłumaczył się Jan.
-
Po co mi pieniądze? To tylko jakieś krążki i papierki. Macie coś o wiele
cenniejszego. – Znów się uśmiechnął.
-
Tak? Co takiego? – Udawał odwagę Kuba.
-
Życie – zaśmiał się.
-
Ż-życie? – Powtórzył przerażony Staszek.
-
Tak, dokładnie. Za zniszczenie mojego domku musicie ponieść karę. – Odsunął się
od nich. – Ludzie nie zasługują na życie. Myślą, że są panami świata. Dlatego
wszędzie węszą jak psy i niszczą, co wpadnie w ich ręce. – Zrobił pauzę i
obrócił się do nich plecami. – Macie prawo do jednego pytania, żeby było
zabawniej. – Ujrzeli jakby błysk w oczach bez źrenic. Wszyscy zaczęli się
zastanawiać nad stosownym pytaniem. Było ich bardzo dużo w męskich głowach.
-
Jak masz na imię? – Wyrwało się z ust Kuby.
-
Erena, mam na imię Erena. Ładnie, prawda? – Nie mogli zaprzeczyć, ani
potwierdzić. Strach ich sparaliżował. Co im zrobi ta bestia? Ta rozłożyła ręce
z ogromnymi pazurami. - Nie macie więcej pytań, prawda? – Brak odpowiedzi.
Popatrzyła
na nich, po czym na kawałki swojego domu. Wydawało im się, że po policzku Ereny
spływa łza, ale mogło to być tylko złudzenie. Ścisnęła ręce w pięści, po czym
zaczęła się miotać w furii, uderzając nimi o ściany. Tam, gdzie jej ciało
spotkało się ze skałą, tryskał strumień wody. Mężczyźni chcieli uciekać, ale
nie mieli jak, ich stopy przyczepiły się do podłoża. Stanęła.
-
Żegnajcie – powiedziała zupełnie ludzkim, ciepłym dziewczęcym głosem.
Spojrzeli
na nią. Teraz widzieli w niej piękną, młodą dziewczynę z długim prawie białym warkoczem.
Jedyne co zostało po Erenie to białe oczy, które i bez źrenic wyrażały złość.
Po chwili i kilku mrugnięciach znów pojawiała się maszkara. Zaczęła uderzać w
kamienie. Woda nienaturalnie szybko wypełniała przestrzeń. Po kilku sekundach
sięgała im do kolan. Potem do pasa. Do ramion. Dotknęła im podbródka. Otuliła
ich jak pierzyna. Pod nią zasnęli na zawsze.
Ciecz
zalała wszystko, cały kamieniołom. Zabiła wszystkich robotników.
Dziś
możemy się tam kąpać, bawić, łowić ryby. Nikt nie przypuszcza, że gdzieś w
głębinach śpi potwór o imieniu Erena i tylko czeka, aż ktoś znów ją odwiedzi.
Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
Komentarze
Prześlij komentarz
Każdy komentarz dodaje więcej sensu temu, co tu robię.
Dzięki, że jesteś :)