Opowiadania i sceny bez ładu i składu #74
"WYBACZ, ALE NIE BĘDĘ TWOIM BOHATEREM"
- Tylko troszkę - skłamała, ocierając łzę z policzka.
Znów zapadła cisza. Pochylił się i oparł łokcie na kolanach. Spojrzał na jej buty. Nie sięgała nimi do podłogi. Dyndała nogami, podczas gdy on mógł zaprzeć się piętami. Przypominała dziecko; małe bezbronne dziecko, siedzące w poczekalni u dentysty. A on jak ojciec. A ojciec powinien bronić swojego dziecka, powiedzieć, że wizyta może się okazać nieprzyjemna, ale w perspektywie czasu borowanie teraz jest lepszym wyjściem. Ojciec chwyciłby ją za rękę i kupił nagrodę za ból.
Ale on nie był jej ojcem. Miała swojego, który nie traktował jej jak małej córeczki. Skazywał ją na życie w bólu, nawet go dokładał, zamykał na niego oczy. A ona się nim dławiła, gdy spływał pod postacią łez; dusiła się, kiedy jak lasso zaciskał się na jej żebrach; kuliła się, gdy dźgał ją w boki. Dźgały ją swoimi widłami dwa diabły: strach i ból. Czy miał być dla niej wodą święconą?
Ale on nie był jej ojcem. Miała swojego, który nie traktował jej jak małej córeczki. Skazywał ją na życie w bólu, nawet go dokładał, zamykał na niego oczy. A ona się nim dławiła, gdy spływał pod postacią łez; dusiła się, kiedy jak lasso zaciskał się na jej żebrach; kuliła się, gdy dźgał ją w boki. Dźgały ją swoimi widłami dwa diabły: strach i ból. Czy miał być dla niej wodą święconą?
Jego ramiona byłby ścianami kościoła, ciepłym, suchym i bezpiecznym miejscem. Jego słowa miałyby zmyć jej grzechy. Swoją obecnością miałby odpędzać jej demony.
Wiedział, że ona tego pragnie; liczy na to, że zachowa się jak bohater. Ojciec. Jezus. Altruista. Ale on nie chciał, za wiele by go to kosztowało. Wywołałoby wiele zmian. A on ich nie chciał. Bez niej w jego życiu było mu wygodnie. To jak zamiana łóżka z idealnie miękkim materacem na podłogę obok łóżka. Cały czas wiesz, że ono jest za Twoimi plecami, marzysz o nim, wspominasz, ale nie możesz do niego wrócić. Nie, jeśli chcesz trzymać ją cały czas za rękę. Jeśli puścisz, możesz wrócić do cieplutkiej i wygodnej pościeli. Ale mogą Cię dręczyć koszmary. Będą powracać i powracać. Będziesz budzić się zlany potem i posiniaczony - tak bardzo miotasz się w nocy. Wiercisz się, kopiesz, wierzgasz. Czekasz na poranek, który nie nadchodzi, a już o niego błagasz. I jeszcze raz (chyba dziesięciotysięczny) przewracasz się na drugi bok. Jednak nie masz oparcia. Lądujesz na podłodze. Zmęczony, zły, wypełniony żalem i poczuciem winy. Upadasz równie nisko, co ona. Ale jej już tu nie ma. Nadszedł jej ranek.
Jeśli nie zejdziesz z łóżka teraz, nie wyciągniesz ręki, zapewne będziesz bezpieczny. Spokojny. Szczęśliwy. Niewinny.
Zapewne niewinny.
Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
Komentarze
Prześlij komentarz
Każdy komentarz dodaje więcej sensu temu, co tu robię.
Dzięki, że jesteś :)