Czytaj i myśl
Ostatnio w moje ręce trafiła powieść Johna Greena "Szukając Alaski". Byłam bardzo ciekawa, zwłaszcza po tym, jak moje koleżanki orzekły ją powieścią ich życia. Więc przeczytałam. Dokładnie wczoraj skończyłam i chcę się z Wami podzielić moimi przemyśleniami. Uprzedzam, że będą spojlery!
"[...] Wydaje mi się, że Green chciał w dosyć przystępnej formie przekazać nam coś głębszego. Znalazł ku temu okazję, wymyślił fabułę, która jest jedynie otoczką głównej myśli. To tak jak z wsadzaniem leku w kawałek kiełbasy dla psa. Osoba, która nie będzie chciała, nie zacznie się zastanawiać nad alegorycznym sensem tej powieści. Dlatego Miles pisze na końcu wypracowanie.
"Mocna powieść" - K. L. Going
jest napisane na okładce
I zgodzę się z tym twierdzeniem, jeśli odpowiednio je zinterpretujemy.
"Mocne przesłanie" - K. L. Going
To by bardziej pasowało. Bo powieść jako historia uczniów z amerykańskiej szkoły z internatem jest średniawa. Przynajmniej dla mnie. Przewidziałam wiele wydarzeń i to mi się nie podobało. Bo jaki jest sens w czytaniu książki, gdy wie się, co łączy "przed" i "po" i dlaczego to się stało. Jaki? Sama fabuła i kreacja bohaterów niestety mi nie podeszły, ale mogę spokojnie zwalić winę na to, że to jedna z niewielu typowo młodzieżowych powieści, jakie zagościły w mojej biblioteczce. Chyba po prostu wolę fantastykę.
Jednak jest coś, przez co będę polecać tę książkę.
Myślę, że spokojnie można by ją nazwać powieścią paraboliczną. Dla nie obeznanych w temacie: parabola to przypowieść. Przypowieści miały przekazywać jakąś głębszą prawdę w sposób zrozumiały dla każdego, niezależnie od jego wieku i wykształcenia. Najpopularniejsze są te z Biblii. "Dżuma" A. Camus jest powieścią paraboliczną. Tytułowa choroba jest metaforą wojny i zła.
W tym wypadku myślę, że [SPOJLER] śmierć Alaski jest otworzeniem oczu. Alaska jest olśnieniem, tajemniczą prawdą. Zaraz po skończeniu lektury napisałam:
"[...] Wydaje mi się, że Green chciał w dosyć przystępnej formie przekazać nam coś głębszego. Znalazł ku temu okazję, wymyślił fabułę, która jest jedynie otoczką głównej myśli. To tak jak z wsadzaniem leku w kawałek kiełbasy dla psa. Osoba, która nie będzie chciała, nie zacznie się zastanawiać nad alegorycznym sensem tej powieści. Dlatego Miles pisze na końcu wypracowanie.
[...] Myślę, że Green dobrze zaczął z tym przebaczaniem, ale mógł to bardziej rozwinąć. Bo, aby przejść przez ten życiowy labirynt musimy nauczyć się sobie wybaczać. Sobie i innym. Alaskę zabiły wyrzuty sumienia i strach przed nimi. Musimy nauczyć się radzić sobie z naszymi błędami i wyciągać z nich wnioski. I mówić. Sobie i najbliższym. Ponoć milczenie jest złotem, ale prawda jest taka, że najczęściej milkną ci, którzy mogliby najwięcej powiedzieć. No i nie da się przejść tego labiryntu w pojedynkę. Potrzeba nam przyjaciół. Kogoś, kto będzie naszym nawigatorem lub podniesie nas, gdy upadniemy ze zmęczenia. A później pójdzie z nami ramię w ramię.
Wybaczajmy sobie.
I zapominajmy. Gdyby człowiek wszystko pamiętał, żyłby w ciągłym strachu, bardzo ostrożnie.
Komentarze
Prześlij komentarz
Każdy komentarz dodaje więcej sensu temu, co tu robię.
Dzięki, że jesteś :)