Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2016

Opowiadania i sceny bez ładu i składu #49

Obraz
"SEN NA JAWIE" Uśmiechnął się w ten wyjątkowy sposób. Dołeczki w wychudzonych policzkach były tak nierzeczywiste i tak piękne. Tylko one sprawiały, że wyglądał łagodniej. Wydawało się, że ktoś dokleił je przez przypadek. Dlatego tak rzadko się uśmiechał. Jego umięśnione ciało, okraszone twarzą o bardzo ostrych rysach domagało się szacunku. I go dostawało. jego oczy w odcieniu jesiennego deszczu wzbudzały respekt. Wszystkiego dopełniała blizna, biegnąca pod kątem między oczyma. Spalone słońcem i magią włosy jeszcze do niedawna sięgały mu do pasa, teraz zaledwie do podbródka, krzywo ścięte centymetry od głowy. Lewe ucho zdobiły mu trzy kolczyki. Jedna srebrna obręcz, drogocenny krwawy kamień obudowany złotem i bursztynowy walec w chrząstce. Patrzyła na niego z niemym podziwem i odrobiną obrzydzenia. Jak można zawsze być tak poważnym?! Tak chełpić się swoją osobą?! Z drugiej strony go rozumiała. Życie nauczyło go być zimnym i nieczułym. Przynajmniej z zewnątrz. Nikt nie moż

Opowiadania i sceny bez ładu i składu #48

Obraz
"LATARNIA TUŻ ZA OKNEM" Usiadła przy oknie i podniosła roletę. Po drugiej stronie szyby stała latarnia uliczna. Była około pół metra od parapetu. Cieszyła wzrok. Dziewczynka od razu się uśmiechnęła na jej widok. Już wyobrażała sobie, jak wspaniała musi być latarnia, jak magiczna, by móc świecić. Może w środku żyły elfy, tak szybko polerujące szklaną kulę od środka, że aż jarzyła się blaskiem? A może mieszkała tam cała masa świetlików? Może jednak ktoś zamknął w środku kawałek słońca lub jego młodsze rodzeństwo? Siadała tak co wieczór. W lampie widziała jedyną dobrą rzecz na świecie. Swoją nadzieję. Światło rozświetlające przyszłość. Chciała, aby była tak pewna, jak to, że jutro wieczorem też usiądzie na tym krześle, by podziwiać ten mały cud. Otworzyła okno. Owiało ją zimno. Wychyliła się, by dotknąć tego cudu i stać się jego częściom. Nagle powiał mocniej wiatr. Okno uderzyło w nią. Czuła tylko, jak spada. Coraz bliżej grunt. Biały ból. Nic. Latarnia zamigotała i

Opowiadania i sceny bez ładu i składu #47

Obraz
"BO MOGĘ" Siedzę, zamknięta między światłem a ciemnością. Panuje zaduch. Nie słychać nic, choć krzyczę, błagając o to, co mi należne. O śmierć. A ona nie chce przyjść, uważa, że moim obowiązkiem jest żyć, dalej krwawić nic niewartymi słowami. Wyciągam rękę. Chcę po raz ostatni poruszyć powietrzem. Wydaje się być gęste jak moje myśli. Po policzku ścieka mi łza. Ukrywam w niej cały mój świat. Każdy mój uśmiech, pomysł, pocałunek, zjedzony obiad. Każdą kłótnię, nienawiść, wrzask. Kropla słonej wody upada na białe płytki, mieszając się z krwią. Tak poetycko to wygląda, jakby od zawsze te dwie krople były sobie przeznaczone. Nastaje nicość. Umieram, bo mogę. Diamentowa Róża [prawa autorskie zastrzeżone]

Opowiadania i sceny bez ładu i składu #46 - dalsza część "Podwójne ja"

Obraz
„Lżej na sercu”. Zaciskam pięści i uderzam nimi w zamarznięty grunt. Potem biję samą siebie. Za to, że się urodziłam. Za to, że jestem ciężarem. Nigdy nie powinnam się urodzić. Moi rodzice nie zasługują na to piekło. A ja nie zasługuję na życie. Podnoszę się i idę w stronę polanki. Gdy już na niej jestem, wspinam się na wierzbę, która płacze wraz ze mną. - Megan! Megan! – Eric krzyczy gdzieś w oddali.          Słyszę jego kroki. Nie obchodzą mnie. Krew świszczy w moich uszach, buzuje w żyłach. Wyobrażam sobie jak w pewnym momencie złość zwiększa jej ciśnienie. Zwiększa i zwiększa, aż nagle wszystko wybucha. Wokół mnie rozlewa się może czerwonej mazi, obryzgując drzewa i ciało Johna, którego nie ma. Spoglądam na swoje ręce. Są czyste. Nie ma krwi. Zastępuje ją ból, ale psychiczny. Muszę dać mu upust, bo zwariuję. Wrzeszczę z całych sił. Nabieram tyle powietrza, ile zmieszczą moje płuca i chwilę je wstrzymuje, po czym wrzeszczę. Cała się napinam. To boli, ale fizycznie. Nagle gałąź

Opowiadania i sceny bez ładu i składu #45 - dalsza część "Podwójne ja"

Obraz
- Doktor będzie za godzinę, lepiej się przebierz – rzuca Eric, który dopiero co zszedł po schodach. * * * - Czyli znów się pogorszyło? – pyta od progu Edgar Edge. - Tak, miała omamy tej nocy. Nadal ma. Do tego w transie sama się postrzeliła – opowiada zaaferowana mama, której nie opuszcza już duże opakowanie chusteczek. - Zacznijmy od początku. Powoli, spokojnie – uspakaja ją lekarz, idąc do salonu.          Zaraz członkowie mojej rodziny siedzą na kanapie, a Edge naprzeciw mnie na rozkładanym fotelu. Wyglądem przypomina zapałkę. Duża, łysa, świecąca od potu głowa została osadzona na nieproporcjonalnie chudym i długim ciele. Jego ręce są jak patyki z dużymi dłońmi na końcu. Na serdecznym palcu jednej z nich wciąż nosi srebrną obrączkę, pomimo, że jego żona już od jakiś dwóch lat jest z innym mężczyzną. Psycholog ma prawie pięćdziesiąt lat, ale dla niego czas się zatrzymał. Gdybym go nie znała, uznałabym, że spokojnie mógłby zostać moim chłopakiem. Jedyne, co zdradza jego wie