Opowiadania i sceny bez ładu i składu #49

"SEN NA JAWIE"
Uśmiechnął się w ten wyjątkowy sposób. Dołeczki w wychudzonych policzkach były tak nierzeczywiste i tak piękne. Tylko one sprawiały, że wyglądał łagodniej. Wydawało się, że ktoś dokleił je przez przypadek. Dlatego tak rzadko się uśmiechał. Jego umięśnione ciało, okraszone twarzą o bardzo ostrych rysach domagało się szacunku. I go dostawało. jego oczy w odcieniu jesiennego deszczu wzbudzały respekt. Wszystkiego dopełniała blizna, biegnąca pod kątem między oczyma. Spalone słońcem i magią włosy jeszcze do niedawna sięgały mu do pasa, teraz zaledwie do podbródka, krzywo ścięte centymetry od głowy. Lewe ucho zdobiły mu trzy kolczyki. Jedna srebrna obręcz, drogocenny krwawy kamień obudowany złotem i bursztynowy walec w chrząstce.
Patrzyła na niego z niemym podziwem i odrobiną obrzydzenia. Jak można zawsze być tak poważnym?! Tak chełpić się swoją osobą?! Z drugiej strony go rozumiała. Życie nauczyło go być zimnym i nieczułym. Przynajmniej z zewnątrz. Nikt nie może nic nie odczuwać. Może jedynie udawać, że tak jest.
Ściągnął z siebie białą, skórzaną koszulę - jego zbroję. Kolejną skorupę do zamykania się w sobie oraz przed światem zewnętrznym. Przed miłością. Podszewka z wilczego futra zabarwiła się miejscami na czerwono, nie dało się tego wyprać. Jak widać, nic nie może całkiem ochronić przed zranieniem. Nagi tors usiany był białymi, wypukłymi kreskami. Największa i najbardziej przyciągająca wzrok była ta na piersi. Było na niej wiele zgrubień i prawie prostopadłych, mniejszych blizn. Dziewczyna słyszała legendę o tej bliźnie w każdej karczmie, jaką odwiedziła. Podobno udał się do Maga Mrozu, który mieszkał w odległych zakątkach Lodowych Głazów. Tam zamienił swoje serce na zamarznięty kamień. Wszystko po to, by nie czuć bólu, który podobno rozsadzał go od środka.
Jednak czy ktoś bez uczuć mógłby się tak pięknie uśmiechać?
Otulił ją ciepłą koszulą. Nie miał płaszcza, a on lepiej by się do tego nadawał. Chwycił ją w masywne ramiona i przytulił z całych sił. Był zmarznięty, ale biło od niego ciepło. Ucałował ją w czoło.
- Nie rób mi tego - poprosił, jakby to mogło cokolwiek zmienić.
- Przepraszam - wyszeptała.
Dopiero teraz zauważyła, że na jego twarzy nie ma uśmiechu. To grymas. Grymas smutku i cierpienia. Wydawało jej się, że dostrzegła łzy pod jego powiekami. Miał uczucia. Teraz była tego pewna.
- To ja powinienem przepraszać. - Głos mu się załamał. Pierwszy raz go widziała w takim stanie. Czyżby ostatni?
- To nie twoja wina, tego nie da się uniknąć - zakaszlała. - Proszę, zanim zasnę, powiedz mi jedno.
- Pytaj, o co chcesz.
Teraz nie miała czasu na nieśmiałość. Czuła jak zapada się w sobie.
- Cz-czy... - Nie mogła złapać powietrza. - Kocham cię - powiedziała bezgłośnie.
- Ja ciebie też. Nigdy cię nie zapomnę, nigdy. Obiecaj mi, że też mnie nie zapomnisz w tym świecie, do którego wracasz. Obiecaj.
Nie mogła już mówić. Chciała obiecać. Musiała inaczej przypieczętować przysięgę. Z trudem sięgnęła do jego wąskich, spierzchniętych ust. Wpiła się w nie. Smakował jak coś słodkiego i gorzkiego. Jak najdroższe wino w tawernach. Ten trunek przeznaczony tylko dla najstarszych rangą. Zakazany. Tak, Rutra miał smak zakazanego owocu. Wolności.
A raczej jej ostatnich chwil.
Znów przytulił ją do klatki piersiowej. Uciekało z niej ciepło. Uciekało życie. Gasła jak świeca, której brakuje wosku. Tyle razem przeszli, tyle niebezpieczeństw pokonali. A teraz wszystko miało się zakończyć w tak paskudny sposób. Przez zły urok. Złość jednej osoby. Której i tak już nie ma.
Ostatnie, co zobaczyła, to jego smutno-niebieskie oczy.
Ostatnie, co usłyszała, to jego szloch.
Ostatni zapach w jej nosie należał do jego zakrwawionej jej własną krwią koszuli.
Ostatnim smakiem był smak jego ust.
Ostatnie, co poczuła to bicie jego serca przy jej policzku. Teraz już wiedziała, że legenda mówiła po części prawdę. Ale są rzeczy, które potrafią rozpuścić lód w sercu.
A jedną z nich była ona.
Jedyną.

Do jej uszu wdarły się dźwięki. Głośne. Przenikliwe. Nieprzyjemne. Sięgnęła po telefon i wyłączyła "We don't have to dance" Andy'ego Blacka. Ta muzyka była zupełnie inna niż tam. Do oczu cisnęły jej się łzy. Na usta przekleństwa. Była zła, że nie mogła tam zostać. Przy nim. W jego ramionach. Tam była kochana, tu znienawidzona. Spojrzała na zegar. Spała dwanaście godzin. Pół doby. A tam żyła całe lata.
Wstała i zerknęła w lustro. Po jej czerwonych włosach nie było ani śladu. Bladą cerę usiał trądzik. Tam była boginią piękna, tu brzydulą. Jednak na rzemyku na szyi wciąż miała muszelkę - jedyny dowód na to, że to się wydarzyło. To nie był sen.
Zebrała się do szkoły, tak jak co rano, choć wydawało jej się, że nie robiła tego już bardzo długo. Ludzie na korytarzach wydali jej się puści, nic niewarci, a świat zimny i bezduszny.
Tak jak On na początku. A potem pokochała Rutra.
Potknęła się. Usiadła na ławce. Znów chciała płakać, więc włożyła słuchawki w uszy i zamknęła się w sobie. Gdyby tylko mogła zasnąć jeszcze raz... na zawsze...
Wtedy jakiś chłopak usiadł obok niej. Ich spojrzenia się spotkały. Zielone oczy zatonęły w niebieskich tęczówkach, które zdobiła blizna między nimi.
To było, jedyne, co miał z Rutra, a raczej co Rutra miał z niego. To to on był prawdziwy. To on śnił jej się tej nocy i on jedyny wrócił ją do rzeczywistości.
- Cześć, Artur.
Był jej snem na jawie.

Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]

Komentarze

Przeczytaj też...

Ed Sheeran - Galway Girl - tłumaczenie pl

lil happy lil sad - Let me die - tłumaczenie PL

Maroon 5 - Girls Like You ft. Cardi B - tłumaczenie PL