Dwie Dusze #74
"ZNALEZIONA ZGUBA"
Z trudem podniosłam się. Wydawało mi się, że wszystkie
dźwięki ucichły. Słyszałam tylko głuchy pisk. Dotarłam do Tisa. Zwijał się z
bólu, ale nie płakał. Starał się udawać, że to nic wielkiego. Nie wiedziałam,
co robić. Rozwiązałam jego but i rozerwałam nogawkę. Omal nie zwymiotowałam.
Wyglądało to naprawdę źle. W głowie szukałam sposobu, by zatamować krwawienie.
Bandaż. Tak, zdecydowanie był mi potrzebny bandaż. Tylko skąd ja go…
W tym
momencie zauważyłam, co miał przy sobie Osaranea – mój plecak. Szary, ze
sztucznej tkaniny i z suwakiem. Musiał być mój. Podbiegłam po niego. Otworzyłam.
W środku było prawie wszystko, co spakowałam tamtego wieczoru. Brakowało tylko
czekolady. Wyjęłam kawałek bandaża i podeszłam do rannego.
- Skąd to masz? – Tis wskazał mój plecak.
- To jest… znaczy był Osaranea, który mnie okradł
pierwszego dnia w Podpagórku. Prawie nic nie zginęło. Daj, zawiążę ci nogę. Na
trzy wyciągnę nóż, okej? – Jego mina wskazywała, że wolałby na dzisięć lub sto
tysięcy dwieście sześćdziesiąt osiem. Nie było takiej opcji.
- Raz… - zaczęliśmy razem równo liczyć. – Dwa… - Szybko
pociągnęłam za rękojeść.
Ostrze wyskoczyło z nogi mojego
nauczyciela, rozbryzgując dokoła krew. Towarzyszył temu syk Tisa i krótkie
przekleństwo z jego ust. Od razu zaczęłam zawijać ranę.
- Miałaś ciągnąć na „trzy” – powiedział z wyrzutem.
- Z zaskoczenia mniej boli – odpowiedziałam beznamiętnie.
- Musimy jeszcze opatrzeć twoje ramię. – Zauważył.
- To tylko draśnięcie, nic mi nie będzie.
- Ta, jasne, rasowa wojowniczko.
Nie
odbiłam piłeczki. Skończyłam zakładać opatrunek i założyłam Tisowi but. Wstałam,
założyłam plecak na ramię i poszłam w stronę drzewa po swój płaszcz.
- Dzięki… - Usłyszałam nagle za sobą. Nie
przypuszczałam, że Tis mi podziękuje, każdy by opatrzył mu tą nogę. – Nie chodzi
mi o opatrunek. Naprawdę jesteś rasową wojowniczką. Ocaliłaś mi życie…
- Przestań, to nic nadzwyczajnego. Zrobiłbyś to samo –
przerwałam mu. – Chodź jeszcze pospać.
Tis miał
spory problem wstać ze śniegu. Kiedy mu w tym pomogłam, podałam mu laskę. Razem
doszliśmy do naszego schronienia. Kontem oka spojrzałam jeszcze na bezwładne
ciało bestii. Poczułam wyrzuty sumienia. To nie ja powinnam była decydować, czy
to coś zginie czy przeżyje. Tis też nie. Może miał rodzinę? Stanęła mi przed
oczami Florinda. Potknęłam się. Za dużo było śmierci z mojego powodu.
Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
---------------------------------------------------------------------------
Życzę powodzenia wszystkim piszącym egzaminy gimnazjalne :) Będzie dobrze ;)
Komentarze
Prześlij komentarz
Każdy komentarz dodaje więcej sensu temu, co tu robię.
Dzięki, że jesteś :)