Dwie Dusze #75
"KAŻDY NA TO ZASŁUGUJE"
- Tis…?
- Tak? Coś się stało?
- Może… pochowamy tego Cosia? – Wskazałam spojrzeniem
o kogo mi chodzi.
- Jeśli bardzo chcesz… Nie wiem, czy dam radę ci
pomóc…
- Spokojnie, dam sobie radę – przerwałam mu, sadzając
go pod drzewem.
Położyłam
obok niego plecak. Wzięłam dzidę i nią rozgarnęłam śnieg, a potem wierzchnią
warstwę ziemi. Potem przerzuciłam się na ręce. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam
płakać. Zmrożona ziemia stawiała mi naprawdę duży opór. Po chwili znów
chwyciłam za laskę. Zamknęłam oczy. Byłam zmęczona. Chciałam, by szybciej się
kopało.
Nagle
poczułam, że narzędzie wbija się głębiej i jakby łatwiej w glebę. Spojrzałam na
nie. Zamiast grota na końcu patyka znajdowała się łyżka od łopaty.
- Jak ty to…? – spytał Tis.
- Czary? – Próbowałam się zaśmiać.
Wróciłam
do pracy. Tis się zdrzemnął. Skończyłam, gdy zaczynało świtać. Wtargałam Cosia
do dołka, po czym ułożyłam go z rękami na piersiach, włożyłam w nie bukiecik z
liści jagód. Chwilę wahałam się czy nie zamienić go na sztylet, ale
postanowiłam, że nam bardziej się przyda. Zakopałam „grób”. Z dwóch gałęzi
pobliskiego drzewa zrobiłam krzyż. Wbiłam go jak na prawdziwym grobie.
Zbudowałam na nim malutkie ognisko, które podpaliłam.
- Na świecie są dwie pewne rzeczy. Jedną z nich jest
śmierć. Każdy kiedyś zginie. Ludzie… i nie tylko ludzie rodzą się, żyją, dają
innym szczęście, zadają wiele bólu i smutku, osiągają cele, zakładają rodziny,
ale pewnego dnia odchodzą na tamten świat. Tak też stało się w twoim przypadku.
Nie do nas należy osąd tego jakim byłeś Osaranea. Jednak jestem pewna, że jest
wiele rzeczy, z których możesz być dumny. Przepraszam, że tak to wyszło. Mam
nadzieję, że tam na górze będzie ci dobrze i nam kiedyś przebaczysz. Każdy z
nas zasługuje na godny pochówek. Mam nadzieję, że ten taki był. Spoczywaj w
pokoju… - wyszeptałam przez łzy. To był pierwszy pogrzeb na jakim byłam.
- Spoczywaj w pokoju – powtórzył po mnie Tis, stając
obok mnie.
Objął
mnie ramieniem i przytulił. Łopata w moich rękach znów zmieniła się w
dzido-laskę. Nie uszło to uwadze Tisa.
- Spróbuj użyć tu Zaklęcia Trzeciej Ręki – poprosił.
Było to
najprostsze zaklęcie jakie znałam. Uczyłam się go już na początku mojej
edukacji. Powiedziałam krótką regułkę, intensywnie skupiając się na płaszczu,
który został w drzewie. Po kilku sekundach usłyszeliśmy dźwięk łamanej gałęzi,
a ubranie przyfrunęło pod moje stopy.
- Jestem pod wrażeniem – uśmiechnął się.
- Dzięki… Czyli teraz mogę użyć Zaklęcia Dziesięciu
Stron Świata?
- Tak. Myślę, że to najlepszy moment.
- Co mam robić?
- Stań na dwóch nogach stabilnie. – Wykonałam
polecenie, tak jak każde następne. – Skup się na Twierdzy lub Zamku. Wyciągnij
do przodu jedną rękę. Zamknij oczy. Powtarzaj za mną, coraz głośniej. Ubi enim…
- Ubi enim… - szepnęłam.
- …thesaurus
vester…
- …thesaurus
vester… - powtórzyłam.
- …est ibi et…
- …est ibi et…
- podniosłam głos.
- …cor vestrum.
- …cor vestrum!
– wrzasnęłam.
Poczułam
jak moja ręka zaczyna mnie parzyć. Otworzyłam oczy. Szkarłatne iskry sunęły po
śniegu między drzewami, jakby gdzieś prowadziły. Po chwili były to tylko ślady
po czyiś stopach.
- Widzisz to? – spytałam dumna z siebie.
- Niestety tak…
- Dlaczego „niestety”? Udało się!
- Nie… te ślady są czerwone…
- Szkarłatne – poprawiłam go. – I? Co z tego, jaki
mają kolor?
- Chodźmy w drugą stronę.
- Dlaczego?
- Ta ścieżka może…
- Czyli przyznajesz, że to ścieżka, więc zaklęcie
zadziałało – przerwałam mu.
- Zadziałało, ale…
- Nie ma „ale”. – Znów to zrobiłam. – Sorry, ale mam
dość tego cholernego lasu. Mam po kokardę spania w drzewach, głodu i niebezpieczeństw!
- Dobrze… jak chcesz… chodźmy…
Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
-----------------------------------------------
Dedykuję tego posta mojej kochanej Julci i (co prawda z opóźnieniem) życzę jej wszystkiego najlepszego z okazji urodzin :)
Zachęcam też do wzięcia udziału w ankiecie, która jest na pasku bocznym :)
Komentarze
Prześlij komentarz
Każdy komentarz dodaje więcej sensu temu, co tu robię.
Dzięki, że jesteś :)