Dwie Dusze #63
"TRZY UCZUCIA, JEDNA CHWILA"
- Przepraszam – szepnęłam. Miałam wyrzuty sumienia.
- Nie masz za co. To nie twoja wina – uśmiechnął się, tłumiąc
płacz.
- Ale zapytałam…
- Ciekawość to nic złego. Bez niej ewolucja by się
zatrzymała.
- Może masz rację… - spuściłam wzrok. Między nami zapanowała
dziwna, pełna smutku cisza. Trwała i trwała, aż do momentu, gdy nie potknęłam
się o kamień.
- W porządku? – spytał.
- Tak, tak… - otrzepałam się ze śniegu.
- Dobra, powiedziałem ci coś o sobie, ale oczekuję czegoś w
zamian. Opowiedz mi coś więcej o sobie.
- Co dokładnie chcesz wiedzieć? – westchnęłam.
- Wszystko. Jestem ciekawskim człowiekiem.
- No, dobra, ale nie wiem od czego mam zacząć!
- Hm… od początku – zaśmiał się.
- To… nazywam się Hanna Motylec, mam… już piętnaście lat…
jedne urodziny przespałam… urodziłam się trzynastego czerwca w mojej
rzeczywistości, zwanej Wszechświatem lub Światem.
- Nie chcę rozprawki, chcę historii. Chcę się czegoś o tobie
dowiedzieć, ale jako żywej, czującej i myślącej osobie, a nie jako kartce w
wielkiej księdze, gdzie ktoś spisał wszystkich ludzi. Pomyśl i powiedz mi coś,
co jest historią. Smutną, wesołą, groźną – nie obchodzi mnie to. Ma to być
opowieść o czymś, co sprawia, że czujesz się Haną.
- Hm… - zamyśliłam się. – W takim razie opowiem ci o pewnej
istocie, o której nie wie prawie nikt. Mieszka ona tu – wskazałam na moją
głowę. – Ma na imię Andrea. Wygląda jak mój sobowtór…
Opowiedziałam
Tisowi o mojej „współlokatorce”. Na początku wydawał się mi nie wierzyć. Może w
ogóle nie uwierzył. Jednak chyba ufał mi na tyle, by tego nie okazywać. Po moim
opowiadaniu nastała znów cisza. Nie lubię jej. Tis wyraźnie nad czymś myślał.
Nagle jego twarz rozjaśnił uśmiech zwycięzcy. Coś wymyślił.
- Już wiem! Już wiem! Teraz się wszystko zgadza! – krzyczał,
skacząc w miejscu.
- Co? Uspokój się! Spokojnie!
Nagle podskoczył
i uderzył głową w gruby konar ogromnego drzewa, a z jego gałęzi spadł na nas śnieg.
Przysypała nas „lawina”. Kiedy wygramoliłam się spod białego, acz ciężkiego,
puchu, zaczęłam pomagać Tisowi wstać, śmiejąc się.
- Nic ci nie jest, zajączku? – dalej chichotałam.
- Będzie guz, ale poza tym, chyba nic. Jedyne co mnie boli,
to moja duma, pchełko – również się zaśmiał i pociągnął mnie obok siebie na
ziemię.
Popatrzyłam na niego, sztucznie
obrażona, po czym popchnęłam go lekko. Znów rechotaliśmy. Rzucił we mnie
śnieżką. Wstałam, schowałam się za drzewem i oddałam cios. Biegaliśmy tak dość
długo. Jak małe dzieci. Po jakimś czasie nawet nie patrzyłam, czy we mnie
rzuca, po prostu biegłam przed siebie. Nagle wpadłam na niego. Ten uśmiechnął się
i chwycił mnie, bym nie upadła. Różnica wzrostu między nami jakby zmalała.
- Muszę ci coś powiedzieć – spoważniał.
- O co chodzi? – również przestałam się śmiać. Zdjął z moich
włosów ręką płatek śniegu. Nie topił się w jego palcach. Wyglądało to tak… magicznie.
Popatrzyłam w jego zimne
jak lód i barwą przypominające stal oczy. Były piękne. Jak tafla zamarzniętego jeziora.
Wstrzymałam oddech. Ten zapach chłodu… jego twarz przybliżyła się do mojej…
była tak blisko… pachniał pergaminem i atramentem… i...Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
----------------------------------------------------
Jak Wam mijają ferie? Ja już zaliczyłam kilka wywrotek na nartach. Szkoda, że one tak szybko mijają :(
Pozdrawiam :)
Ooo ja, jak słodko i romantycznie xD Oni są tacy uroczy *o*
OdpowiedzUsuń