Opowiadania i sceny bez ładu i składu #17 - dalsza część 'Klifu śmierci'

- O tej porze roku? I tak nic ciekawego nie zobaczysz, wszędzie jest mgła – drążę temat. – Przyjechałeś sam?

- Tak, nie mam znajomych – wkłada rękę do kieszeni i opiera się o ścianę.

- Jak to? Żadnych?

- Kiedyś miałem ich aż za dużo, teraz… nie mam nikogo… wszyscy mnie nienawidzą… - zaciska pięść, a jego obojętny ton staje się bardziej ludzki, wyraża więcej emocji.

- Dlaczego? – nalewam nam herbatę.


- Miałem kiedyś młodszą siostrę. Pewnego dnia zrobiłem straszne głupstwo. Rodzice zostawili nas samych na cały dzień. Poszedłem z kuplami do salonu gier, a miałem się nią opiekować – do jego oczu napływają łzy. – Kiedy wróciłem wieczorem… nie było jej… zniknęła… Z rodzicami szukaliśmy jej ponad dwa tygodnie, zawiadomiliśmy policję. Nigdy się nie znalazła. Rodzice zawsze powtarzali, że to moja wina. Wtedy przestałem już wychodzić z kumplami. Nie zdałem matury. Rodzice mnie znienawidzili. Od dwóch lat mieszkam w kamperze, bo nie stać mnie na mieszkanie… nienawidzę swojego życia…

- Mike, to nie twoja wina – podchodzę do niego, z kubkiem herbaty dla niego w ręku i kładę mu dłoń na ramieniu. – Nie możesz się o to obwiniać –robię pauzę, po czym szeptam. – Samobójstwo to nie jest dobre wyjście.

- Skąd niby to wiesz?! – krzyczy, odpycha mnie, a gorący napar, który mam w ręce rozlewa się na mnie.

- Bo – również płaczę – sama chciałam je popełnić. Znam to uczucie. I znam poczucie winy. Wmawiano mi je od urodzenia. Moja matka miała czternaście lat, gdy mnie urodziła. Zawsze mi mówiła, że to przeze mnie żyjemy na ulicy, to przeze mnie nie stać jej na dom, to ja spaprałam jej życie i to ja powinnam się wstydzić swojego imienia. Kiedy miałam dziesięć lat popełniła samobójstwo. To też była moja wina. Spieprzyłam jej życie w dniu swoich narodzin. Żyłam na ulicy. Kradłam. Pewnego dnia przyjechałam tu na gapę, by popełnić samobójstwo, tak jak ty. Wtedy nikt tu nie mieszkał, tego domu nie było. Nie skoczyłam, zbyt się bałam. Wtedy postanowiłam, że nie chcę, by ludzie tu umierali. Znalazłam sobie pracę, kupiłam mały samochód. Na początku to on był moim domem. Potem nauczyłam się czytać i pisać. Napisałam książkę o dziewczynie, która omal tutaj nie skoczyła. Udało się i teraz stać mnie na ten dom. I jest dobrze, lepiej niż było.

Patrzy na mnie z niedowierzaniem. Nie wierzy mi.

- Dobrze kłamiesz, wszystkim wciskasz ten kit? Wierzą ci? – pyta ironicznie wściekły.

- Mike, ja nie kłamię, mówię prawdę…

- Nie wierzę ci. I do dziś nie popełniłaś samobójstwa, mieszkając tak blisko klifu? To idiotyczne. Nigdy nie czułaś tego, co ja – mówi, zmierzając do wyjścia. Idę za nim.

- Mike, proszę cię. Samobójstwo to nie wyjście…

- Zamknij się, nie wiesz, co mówisz! – krzyczy i odpycha mnie, a ja się wywracam.

- Mike…

- Zostaw mnie – biegniemy już w stronę skał. Ciągle przyspiesza. Nie nadążam za nim. Dostaję zadyszki. Poparzony herbatą brzuch boli.

- Mike! – chwytam go za ramię tuż przed urwiskiem. – Proszę, nie rób tego. Mogę załatwić ci pracę, normalny dom…

- Nie chcę litości! – wrzeszczy na mnie, przerywając mi. Znów mnie powala na ziemię.

Bierze rozbieg. Wrzeszczę za nim. On nie słucha. Po prostu skacze. Słyszę krzyk i plusk wody. Ryczę. To już nie płacz.

Nigdy sobie tego nie wybaczę.


Nigdy.  

Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
------------------------------------------------
Jak Wam się podobała opowieść? Polubilibyście zdjęcie, które zrobiłam? Popadam po prostu w samozachwyt tą fotografią. Przepraszam.
Pozdrawiam :)

Komentarze

Przeczytaj też...

Ed Sheeran - Galway Girl - tłumaczenie pl

lil happy lil sad - Let me die - tłumaczenie PL

Maroon 5 - Girls Like You ft. Cardi B - tłumaczenie PL