Dwie Dusze #69
"POCAŁUNEK"
źródło pary |
Nawet nie poczułam, gdy zasnęłam.
Stałam pod wierzbą płaczącą nad
jeziorem. Tuż przy ziemi kłębiła się mgła. Prawie nie było widać brzegów
jeziora. Gdzieś tam pojawiała się jego tafla, jednak zaraz zakrywały ją obłoki.
Stalowe niebo wyglądało na niebezpieczne i smutne. Cały obrazek był niezwykle
tajemniczy i przygnębiający. Wszystkiego dopełniała samotna ławka z wyrytym na
tyle liściem. Już chciałam na niej usiąść, gdy usłyszałam dziwny szmer.
Schowałam się za witkami drzewa i czekałam. Zaraz pojawiły się śmiechy. Dwa.
Dziewczęcy i bardziej męski. Oba jakby znajome…
W polu mojego widzenia pojawiła się
szatynka w różowej, potarganej, brudnej sukience z paskudnymi czarnymi
rozmazami pod oczami. Niewiele już zostało z niskiego koczka na jej, ozdobionej
wiankiem ze zwiędłych róż, głowie. Biegła z uśmiechem od ucha do ucha. Co
chwilę spoglądała przez ramię. Była zdyszana, ale zadowolona. Tuż za nią biegł
sporo wyższy, wysportowany chłopak z jasną, prawie białą czupryną gęstych
włosów i łagodnymi rysami twarzy. Na niej malowała się radość. Lekka czarna
zbroja uwydatniała jego mięśnie. Ona zwalniała, a on przyspieszał znacząco.
Dopadł ją jeszcze przed ławką. Chwycił ją w pół i razem usiedli. Pocałowała go
w policzek. Dopiero wtedy, gdy spojrzał na nią, rozpoznałam go. Sebę.
Poczułam
jak coś kłuje mnie w klatce piersiowej. Chciało mi się płakać. Czułam się
bezsilna, mała, nieważna. Podbiegłam do nich, krzyknęłam. Jakby mnie nie
usłyszeli, dalej patrzyli się na siebie. Chciałam chwycić Sebę za ramię. Moja
ręka przeniknęła przez jego ciało. Próbowałam z Andeą. Jeszcze raz z
Sebastianem. Nic to nie dało.
Odeszłam
kilka kroków, gdy się do siebie przytulili. Andrea znacząco skręciła głowę… On
też…
Oparłam
się plecami o drzewo. Było mi niedobrze. Starałam się oderwać od nich wzrok,
ale moja oczy jakby się mnie nie słuchały. Nie mogłam ich zamknąć, nawet
mrugnąć, tak samo z ruszaniem gałkami ocznymi. Miałam prawo, wręcz obowiązek
patrzyć jak się do siebie zbliżają. Chciałam odejść krok w bok, ale nogi miałam
jak przyklejone do podłoża. Próba zasłonięcia oczu ręką była niewykonalna, obie
jakby wczepiły się w pień na stałe.
Po
moim policzku popłynęła łza. Zaraz za nią wiele następnych. Brakowało mi
oddechu. Z nosa wypływał katar. Moje ciało było coraz bardziej naprężone,
twarde, nie moje. Bolała mnie każda jego część. Łapały mnie skurcze mięśni.
Kora raniła moje dłonie, które wbijały się coraz mocniej w drzewo. Przeklnęłam
siarczyście.
A
oni wciąż, jakby się skleili. Pocałunek za pocałunkiem. Nawet nie wiedzieli jak
bardzo mnie to boli.
Krzyknęłam
jego imię. Przerwał pocałunek. Popatrzył na mnie, prosto w moje oczy. Nie
uśmiechał się. Jego twarz nie wyrażała nic. Poczułam przypływ nadziei.
Myślałam, że zaraz do mnie podbiegnie, chwyci mnie w pasie, przytuli,
przeprosi, może nawet pocałuje, skończy moje męki. Wtedy Andrea położyła mu
rękę na plecach. Jakby wybudził się z transu. Kąciki jego ust powędrowały ku
górze, po czym spotkały się z ustami dziewczyny.
Wrzeszczałam.
Wrzeszczałam cały czas. Piekły mnie płuca, serce bolało jakby ktoś wbił coś w
nie.
Andrea
popatrzyła na mnie z wyraźnym zadowoleniem, widziała mnie. Rzuciła się na Sebę
i oboje ze śmiechem położyli się na ławce. Nagle zobaczyłam jej oczy. Były
zamknięte.
Otworzyła
je.
Straszliwy
ból w klatce piersiowej.
I
zapadła ciemność.
Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
Wow. Naprawdę świetne i wciągające.
OdpowiedzUsuńOby kolejne rozdziały było równie ciekawe :*
niktniezazdrosci.blogspot.com
Dzięki :) Miło, że Ci się podoba
UsuńNawet nieźle wychodzi Ci pisanie, ale popracowałabym nad powtórzeniami. ;)
OdpowiedzUsuńhttp://screatlieve.blogspot.com/