Dwie Dusze #72
"KOLEJNY DZIEŃ"
Ciekawe, co bym wtedy robiła. Może bym kuła przed
kartkówką z biologii lub historii. Albo obserwowała jak chłopcy grają w karty
na przerwie. Czekałabym na to, aż zadzwoni dzwonek na przerwę… całowała się z
Sebą gdzieś na korytarzu. To wszystko moja wina. Rika nie musiała być w ciąży.
Wszystko mogło się inaczej potoczyć. Mogłam wtedy nie mówić tego, nauczyć się
na chemię i dostać chociaż tróję i nie oglądać tak długo tego filmu przed snem.
Po co wtedy odpyskowałam mamie?
Potknęłam
się o coś.
Tis
rozgrzebał śnieg i znalazł długi, prosty patyk, prawie mojej wielkości.
- Dobra robota, ale zacznij lepiej patrzyć pod nogi –
zaśmiał się.
- Bardzo zabawne. – Wywróciłam oczami.
- Poszukajmy teraz jakiegoś kamienia.
- Po co?
- Zrobimy dzidę.
Zaczęłam
kopać butem w białym puchu. Tym razem Tis pierwszy wyciągnął kawałek skały. Nie
wyglądał na ostry.
- I co teraz? – spytałam.
- Właśnie muszę się zastanowić… - Widziałam, że nie
wie, co robić.
- Daj. – Wzięłam od niego znalezisko i zaczęłam
skakać. Szukałam czegoś twardego. Niestety, nic nie znalazłam, więc
bezceremonialnie rzuciłam kamieniem o drzewo. Ku mojemu zaskoczeniu, ten
przełamał się na trzy części, z czego jedna była zakończona ostrym szpicem.
Podałam wszystko Tisowi. – Teraz znajdźmy sznurek i… - w mojej głowie pojawiła
się dość niepokojąca myśl – …i przywiążmy szpic do kija.
Popatrzyliśmy
po sobie. Jego wzrok od razu zatrzymał się na moich butach. Zamyślił się, po
czym spojrzał na mnie jeszcze raz. Tym razem skupił się na… włosach.
- Nawet o tym nie myśl. – Spiorunowałam go wzrokiem.
- A widzisz inne wyjście?
- Nawet nie masz czym ich obciąć. Poszukajmy czegoś
innego – odpowiedziałam. Kochałam moje włosy.
- Nie masz nic w kieszeni, prawda?
- Niestety… chwila. – Rozpięłam lekko płaszcz. Moja
sukienka była przepasana wstążką. – Może być?
- Jak musi…
- Jesteś strasznie wybredny – skomentowałam jego
odpowiedź, rozwiązując kokardę.
Podałam
mu ją, a on przymocował nią kamień do trzonka jakimś bardzo dziwnym i
skomplikowanym węzłem. Powstała dzida. Tis wstał i podparł się nią.
- W końcu mam własną laskę – uśmiechnął się.
- Teraz nawet dwie – szepnęłam.
Ruszył przed siebie, nucąc coś pod nosem. Poszłam za
nim. Czułam się od niego uzależniona i jakby przywiązana do niego. Jakby od
niego zależało moje życie. W końcu tak było. W głowie układałam jakieś rymy,
krótkie wierszyki, by zabić czas.
Kiedy wzejdzie słońce,
Zwiąże oba końce
Nici, która łączy
To, co się kończy,
Światy dwa, mój
Daleko, twój
Tutaj.
- Dobra, pora na obiad – przerwał mi Tis. Wskazywał na
krzak jagód. Jednak te były żółte i miały owoce o tej porze roku. Borówki jakby
świeciły ciepłym światłem. Dopiero teraz zauważyłam, że już się ściemnia.
- One są jadalne? – spytałam. Pokiwał głową.
Podszedł
do krzewu i zaczął zrywać owoce. Podeszłam do niego i mu pomogłam.
- To jagody zimowe, zwane gwiazdkami – wyjaśniał mi. –
Rosną cały rok i mają wiele właściwości leczniczych, i magicznych.
- Smacznego – przerwałam mu, biorąc jedną gwiazdeczkę
do ust. Była bardzo soczysta i słodka. Wyjątkowo mi smakowała. Głód to
najlepsza przyprawa.
Po
posiłku Tis pomógł mi wejść na najbliższe drzewo iglaste. Tam postanowiliśmy
spędzić noc.
Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
--------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że dopiero dziś pojawia się post. Przyznaję się bez bicia - zapomniałam.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;)
--------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że dopiero dziś pojawia się post. Przyznaję się bez bicia - zapomniałam.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;)
woa xD Uwielbiam twoje rymy :D Genialny wierszyk :D A pomysł na te jagody też niezły ;)
OdpowiedzUsuńDzięki, nie umiem pisać wierszy
Usuń