Dwie Dusze #78
"NAJWIĘKSZY PRZECIWNIK - RZEŹNIK"
Po
chwili ręce Tisa posadziły mnie przy drzewie. Przytulił mnie, a ja jak małe
dziecko ryczałam z bólu fizycznego i psychicznego.
-
Ćśśś – powtarzał cały czas. Nie pocieszał mnie, a ja mu nie przerywałam.
Gdy się lekko uspokoiłam, co zajęło
trochę czasu, spojrzał na mnie i wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie.
Przerażenie mieszało się z szokiem. Dotknął zimnymi palcami mojego czoła, co
spowodowało paraliżujące ukłucie. Na opuszkach palców miał krew. Moją krew. Bez
słowa zaczął rozgarniać śnieg laską. Zaraz natrafił na… grzyba. Ślicznego
grzybka z wygiętą nóżką, turkusowym, szpiczastym kapeluszem w żółte kropki,
który wieńczyła cieniusieńka igiełka. Wyglądał jak żywcem wzięty z kreskówki
lecz takiej bardzo mrocznej, gdyż czerwona maź oblepiała jego górę.
-
Proszę, powiedz, że to nie twoja krew – wyszeptał.
-
Przewróciłam się… tak wyszło…
Tis ukrył twarz w dłoniach i głośno
westchnął.
-
Ten grzyb jest najbardziej trującym grzybem jakiego możesz spotkać w Podpagórku.
-
Że co?! – Niedowierzałam.
-
Nazywa się go Rzeźnikiem. Zaraz się dowiesz, dlaczego. Zabija każdego, z kim ma
kontakt. Ta igiełka jest tu celowo. Najpierw pojawia się wysoka gorączka i brak
apetytu, potem myśli depresyjne, a nawet samobójcze. Dopada układ pokarmowy,
powodując piekielne bóle brzucha. Później zaczyna paraliżować swoją ofiarę. Na
koniec, gdy nie ma ona już sił, by się bronić, dopełnia obrazu zniszczenia, atakując
płuca. Rozbija pęcherzyki płucne, niczym gruźlica – wyjaśniał, nie patrząc mi w
oczy.
-
I-ile to trwa? – Znów zbierało mi się na płacz. Czemu ja nigdy nie mogę patrzyć
pod nogi?!
-
Zależy od osoby. Może trwać tydzień, a może miesiąc.
Tak, tak właśnie brzmi wyrok śmierci.
Pojawia się w najgorszym momencie. Jestem tu, z dala od mojego świata. Nigdy
nie pomyślałabym, że tak się to skończy. Wszystko posypało się w kilka chwil.
Seba… jak ja mogłam mu zaufać, pokochać go. Czy wszyscy faceci tacy są? Jak tak
w ogóle można? Nie ma wyrzutów sumienia? Myśl, o tym, że zginę w lesie i to
jeszcze w taki sposób nie napawała mnie optymizmem. Znów stanęła mi przed
oczami kłótnia z mamą. Boże, czemu ja muszę mieć takiego pecha?
-
Trzeba cię szybko przetransportować do Twierdzy, a najlepiej do Zamku –
powiedział Tis.
-
To wróćmy po śladach, powinno być łatwo. – Próbowałam się uśmiechnąć. Spojrzeliśmy
w stronę, z której przybiegliśmy. Śnieg leżał idealnie, zupełnie nienaruszony. –
Jak to możliwe?
-
W Lesie nic nie jest normalne. Tutaj walczą dwie siły, obie chcą spłatać figla
tej drugiej.
-
To jak wrócimy…?
-
Nie wiem…
Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
Uwielbiam czytac takie opowiadania. Szkoda, że nie jest na wattpadzie, ale i tak fajnie mi się czytało. Trochę mało wiedziałam, ale zaraz zaczynam czytać od początku c;
OdpowiedzUsuńflvcko.blogspot.com
Opowiadanie jest na wattpadzie pod tym samym tytułem, tylko tam na razie jest mniej do czytania :)
Usuń