Opowieść Mirty Feniks #5
'ZIEMIA'
Tam przykucnęła. Z
ukrycia widziała, jak wszyscy idą na piętro.
- Chodźmy do mojej biblioteki. Tam popijemy herbatkę – powiedziała
ciotka.
- A Mirta?
- Alice, ona siedzi w pokoju i czyta tą swoją książkę.
Wszyscy poszli do
biblioteki. Mirta chwilę odczekała, po czym poszła do swojego pokoju. Tam
położyła się na łóżku. Czuła, że za jakieś dziesięć minut przyjdzie Alice, by
sprawdzić co robi. Otworzyła swoją ulubioną książkę i zaczęła czytać. Myślami nie
była jednak na meczu Quidditcha, ale w swoim własnym świecie który o mały włos się nie
zawalił. Słowa jej ciotki wiele wyjaśniały, lecz też sprawiały ból. Więc
rodzice chcieli ją wysłać do miejsca, w którym mieszkają dziwne osoby. A to, co
mówiła Alice? Naprawdę przeżyła tyle wypadków? Ona kojarzyła dwa. Jeden, w
którym zginął jej ojciec, a drugi wydarzył się przedwczoraj. Spojrzała na swoje
obandażowane dłonie, które poparzyła. A co to znaczy, że ciotka się jej
pozbędzie? Chyba nie zabije, prawda?
Przeczucia Mirty
okazały się trafne i równe dziesięć minut po jej przyjściu, do pokoju weszła
Alice. Spojrzała na dziewczynkę, rozejrzała się po pokoju i powiedziała:
- Chodź. Obiad czeka na ciebie w jadalni.
Mirta zeszła po schodach i wkroczyła do jadalni. Było to
pomieszczenie mniejsze od hallu, ale dużo bardziej ozdobione. Na środku stał
ogromny, masywny stół. Mogło przy nim usiąść z trzydzieści osób! Na wprost od
drzwi stał kominek z granitu. Sufit ozdobiono freskami. Na ścianach była
boazeria. Pomieszczenie było dość ciemne i mroczne. Na samym końcu stołu został
przygotowany obiad dla Mirty. Dziewczyna usiadła na krześle z wysokim oparciem
i podłokietnikami. Przed nią znajdował się śnieżnobiały talerz ze spaghetti.
Mira była dość głodna, więc pochłonęła posiłek w zaskakująco szybkim tempie. Po
obiedzie poszła za Alice do biblioteki, gdzie pod jej czujnym okiem miała
układać książki. Po podwieczorku (na który był placek z wiśniami) uczyła się
grać na pianinie.
Dwa następne dni
były identyczne. Rano wstała, ubrała się i zjadła śniadanie. Potem w altanie
czytała Harry’ego Pottera. Koło dwunastej została zamknięta w swoim pokoju. O
drugiej był obiad, który jadała samotnie. Po posiłku układała książki i
sprzątała w bibliotece. Około czwartej piętnaście odbywał się podwieczorek.
Następnie Mirta starała się grać na pianinie. Kładła się spać o dziesiątej i
śniła. Śniła o przyszłości, która zbliżała się nieodwracalnie.
Dopiero trzeciego
dnia coś się zmieniło. Mirta wstała bardzo wcześnie. Ubrała się w czarną
koszulę i spódnicę tej samej barwy. Tym razem była cała w koronkę. Zeszła na
śniadanie. Zjadła przepyszną jajecznicę i poszła po książkę do swojego pokoju.
Na schodach zagrodziła jej drogę Alice.
-Dziś idziemy do ogrodu na spacer – zakomunikowała.
Mirta posłusznie poszła za swoją opiekunką. Poszły eleganckimi
alejami na sam koniec ogrodu, gdzie mieścił się niewielki staw. Był bardzo
zadbany. Alice usiadła na ławeczce, która stała w cieniu wierzby płaczącej.
Było bowiem niemiłosiernie gorąco. Mirta postanowiła pomoczyć ręce w stawie.
Woda była przyjemnie chłodna.
- Nie wolno ci się moczyć! – krzyknęła Alice. – Czy ty nie wiesz,
że arystokrackim córką nie wolno się taplać? Ty nie wiesz kim ty jesteś?
Mirta wyciągnęła ręce z wody. Bardzo zaciekawiły ją słowa
podbiegającej do niej opiekunki.
- Jaką jestem córką? – spytała.
- Arystokracką, ty głupia dziewczyno!
- Kim ja jestem? – pytała dalej widząc twarz swojej opiekunki.
- Córką Bena i Klary! – krzyczała.
„To jakieś kpiny – pomyślała. – Jestem córką Janusza i Emilii!”
- Ale moi rodzice mieli inne imiona! – zaprotestowała.
- Nie. Twoi prawdziwi rodzice zmarli, gdy ty byłaś tą małą
dzieciną! A ci Polacy cię przygarnęli!
- T-to nie j-jest prawda! – krzyknęła tak głośno, jak mogła Mirta.
Złość walczyła w niej ze strachem.
Wtem bez ostrzeżenia ziemia pod nimi runęła w dół. Mirta nawet nie
wiedziała, że stoją nad wąwozem i to dość głębokim. Ona i Alice leciały z
grudami ziemi do jego środka. Mirta nie raz uderzyła się w nogę lub rękę, nie
wspominając o głowie. W końcu zatrzymały się na samym dole. Mirta z wielkim
wysiłkiem podniosła się z ziemi. Cała była we krwi i w ziemi. Alice drgnęła i
syknęła z bólu. Mirta podeszła do niej i sprawdziła, czy nic jej nie jest. Na
szczęście miała jedynie złamaną rękę i zwichniętą kostkę. Dziewczynka pomogła
jej wstać. Zaszły wąską ścieżką do drogi, która wiodła przez wąwóz. Miały
szczęście. Akurat jechał jakiś mężczyzna, który im pomógł. Obie zawiózł do
dworu.
- Jak wy wyglądacie?! – zapytał na przywitanie Roger.
Od razu zaprowadził je do ciotki Mirty. Ciotka siedziała w
salonie. Mirta zaczęła opowieść:
- Alice zaczęła krzyczeć, że jestem arystokracką córką. Oraz że
moi rodzice zmarli, gdy byłam malutka. Wtedy myślałam, że sobie żartuje. Byłam
jednak przerażona i po chwil osunęła się pod nami ziemia.
Alice potwierdziła opowieść Mirty.
- Czyli powiedziałaś jej kim jest? – zapytała oburzona ciotka
Harriet. – Teraz ciebie, Alice Roger podwiezie do szpitala, a ty młoda damo idź
się umyć i zejdź mi z oczu!
Dlaczego Mirta dopiero teraz dowiedziała
się o swoich prawdziwych rodzicach?
Czy wszystko, co
usłyszała jest prawdą?
Co się dzieje w
jej życiu?
Wszystkiego
dowiemy się w swoim czasie...
(Dalszy ciąg rozdziału pojawi się niedługo)
Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
[prawa autorskie zastrzeżone]
Komentarze
Prześlij komentarz
Każdy komentarz dodaje więcej sensu temu, co tu robię.
Dzięki, że jesteś :)