Opowiadania i sceny bez ładu i składu #2 - dalsza część 'Żużlistki'
Diamentowa RóżaPotwornie boli mnie… wszystko. Dosłownie całe ciało, ale chyba najbardziej głowa i prawa noga.- Witam– mówi jakiś mężczyzna. Nie widzę go. W moim polu widzenia jest tylko sufit. Nie mam siły nawet ruszyć palcem. – Słyszysz mnie? Jeśli nie masz siły mówić, mrugnij dwa razy. No i jeśli mnie rozumiesz.- Słyszę pana – odpowiadam cichym, zachrypniętym głosem, jakby nie moim. – Ile już tu leżę?- Trzy dni – to ja aż tyle byłam nieprzytomna? – Spokojnie, nie spałaś przez ten czas. Obudziłaś się jedenaście godzin po tym, jak cię przywieziono. Nic nie pamiętasz, bo miałaś wstrząśnienie mózgu – wyjaśnia.- A… A co z panem Marcinem? – pytam dalej. Boję się odpowiedzi.- Barczykiem?- Tak.- Jest w lepszym stanie niż ty. Ma, co prawda złamane jedno żebro, skręconą kostkę i wybity palec u lewej ręki. Nic poza tym – odpowiada.- To, co mnie jest? – jestem przerażona. Skoro Barczyk jest w lepszym stanie ode mnie, a ma złamane żebro, to wolę nie wiedzieć, co ja mam uszkodzone. Lekarz wzdycha.- Złamałaś w dwóch miejscach prawą nogę, potłukłaś dość solidnie prawy łokieć, pękła ci czaszka i złamałaś paznokieć, który wbił ci się w opuszek palca oraz… pękł ci jeden z kręgów w kręgosłupie szyjnym – wymienia. Czuję jak łzy napływają mi do oczu – Musieliśmy cię operować. Cały czas jesteś na lekach przeciwbólowych i pod stałą opieką. To cud, że przeżyłaś ten upadek – kończy.- Pan jest moją stałą opieką? – pytam cichutko.- Tak, mów mi Maks.- Mogę pana zobaczyć? – proszę. W polu mojego widzenia pojawia się zmęczona, ale i wesoła twarz młodego mężczyzny, a właściwie chłopaka. Ma ciemne włosy i chyba szare oczy. Musi być wysoki.- Nikt więcej nie ucierpiał w wypadku? – pytam. Jego twarz pochmurnieje. Już znam odpowiedź.- Jeśli chcesz, mogę ci pokazać, jak wyglądało całe zajście – proponuje, a proszę go, by mi pokazał. Na chwilę znika gdzieś z boku i pojawia się z tabletem. Czegoś szuka, po czym ustawia ekran tak, bym widziała wszystko, leżąc.Pojawia się owal, linia startu i czterech zawodników. Zegar odlicza od trzech do zera. Zawodnicy obracają głowy w stronę świateł i podnosi się taśma. Wszyscy ruszają. Najpierw jestem trzecia, potem druga, aż w końcu pierwsza i zaczynam walczyć o zwycięstwo. Ostatnie okrążenie, ostatni wiraż. Nagle Smith wjeżdża w koleinę, potrącając Röda, który uderza Barczyka, a on mnie. Istne domino. Smith wywraca się na Röda. Barczyk wjeżdża we mnie i wywraca się tuż przy bandzie. Uderza klatką piersiową w bandę. Ja jestem już za nią. Tylko Smith się rusza i daje radę usiąść, ale nie wstaje. Po chwili wjeżdżają karetki i wszystkich nas wywożą poza stadion.To było przerażające...
[prawa autorskie zastrzeżone]
--------------------------------------------------
Muszę Wam powiedzieć, że to krótkie opowiadanie jest dla mnie bardzo ważne. Dlatego mam nadzieję, że Wam się spodobało. Napiszcie mi na facebooku lub tutaj o czym chcielibyście poczytać opowiadania. A nóż widelec znów coś napiszę.
Pozdrawiam :)
Już same czytanie, jak wyglądał wypadek wzbudziło we mnie dreszcze. Nie chciałabym być na miejscu żadnego z tych bohaterów. Nigdy przenigdy. Świetnie oddajesz w pisaniu uczucia, jakie towarzyszą bohaterom :3
OdpowiedzUsuń