Opowiadania i sceny bez ładu i składu #19
FANFICTION
HARRY POTTER - HISTORIA HANY SILVERSUN
źródło |
Tego wieczora wracałam z zajęć ze Snape’em. Byłam
wykończona. Bycie lempatą nie jest łatwe. Ciąży na mnie wielka
odpowiedzialność. Niewiele jest na świecie osób obdarzonych taką mocą. Bez
problemu posługuję się legilimencją, telapatią i oklumencją. Do tego w pełnię
światło księżyca działa na mnie jak na wilkołaka. Zmieniam się w dziewczynę o
srebrnych włosach w białej, poszarpanej sukni. Nie mogę tego kontrolować.
Zazwyczaj podczas takiej nocy jestem pilnowana przez Dumbledore’a. Podobno
gdybym była pozostawiona „sama sobie”, mogłabym zrobić komuś krzywdę.
Najmniejszy kontakt ze światłem ciał niebieskich zamieniłby mnie w
potwora. Byłabym wówczas jak dziewczyna
podczas okresu – denerwowałoby mnie dosłownie wszystko i o wszystko robiłabym
awanturę. Jednak kiedy tarcza księżyca jest pełna, moja awantura przybierałaby
formę walki na śmierć i życie. Tylko, że ja nie mogę umrzeć. Nie zabije mnie
żadne zaklęcie, kula z pistoletu, upadek z wysokości lub cios chociażby nożem.
Mogę zejść z tego świata z przyczyn naturalnych lub z nadmiaru negatywnych
uczuć. Przypuśćmy, że jednak ktoś zranił mnie nożem. Rana zagoi się dopiero w
pełnię, pod wpływem światła księżyca. Jest to dość bolesny proces. Wszystkie,
nawet najmniejsze rany goją się dopiero wtedy. Za to mogę uleczać innych. Ich
rany znikają pod wpływem moich łez lub krwi. Kolejnym plusem jest to, że nie muszę
używać różdżki by czarować. Mam magię w ciele. Według legend lepmaci zostali
obdarzeni tymi zdolnościami, by zbierać z ludzi smutki i inne nieprzyjemne
emocje. Może przez to jestem taka uczuciowa? W każdym razie, niewiele osób wie
o moich zdolnościach. Ukrywam je jak tylko się dało. Dumbledore boi się, że
ktoś je może kiedyś wykorzystać. Dlatego chodzę na zajęcia do lochów. Snape
uczy mnie jak używać mojej mocy tak, by wyglądało to na zwykłe zaklęcia i nie
tylko.
Szłam długim korytarzem. Nie było tu nikogo,
jak zawsze o tej porze. Właśnie mijałam łazienkę chłopaków, gdy usłyszałam
krzyk. Bez zastanowienia wparowałam do środka. Nie mogłam uwierzyć własnym
oczom. Tyłem do mnie stał Harry, a przed nim na ziemi leżał Draco. Miał bardzo
wiele ran, z których krew tryskała strumieniami. Harry był wyraźnie przerażony.
Nie musiałam długo główkować, by zrozumieć, że to jego robota.
-
Coś ty znowu zrobił? – spytałam, wpychając mu do rąk moją torbę z książkami.
Uklękłam
na mokrej podłodze przy ślizgonie i zaczęłam szeptać zaklęcie, którego
dosłownie przed chwilą nauczyłam się w sali do eliksirów. Jego rany zrastały
się, a krew wracała do jego krwiobiegu.
Wtem
usłyszałam kroki. Znałam je bardzo dobrze. Były jeszcze daleko, ale za kilka
chwil znalazłyby się zbyt blisko.
-
Harry, uciekaj – wzięłam od niego pakunek. – Snape idzie. Jak cię tu zobaczy i
Draco na podłodze… nawet nie chcę o tym myśleć. Uciekaj szybko.
Nie myślał długo, po prostu wybiegł w
miarę cicho z pomieszczenia. Powróciłam do Malfoya. Kiedy wszystkie rany się
zrosły i została tylko ta na czole, schowałam różdżkę do kieszeni płaszcza.
-
O tym, co się tutaj stało, masz nikomu nie mówić, okej, Malfoy?
-
Czemu? – podniósł się do pozycji siedzącej. Chwycił się za głowę. Wiedziałam,
że mu się w niej kręci. To skutek uboczny tak mocnego zaklęcia.
-
Siedź na razie. Zrobię co chcesz, ale masz mieć buzię na kłódkę, jasne? – obiecałam.
-
Wszystko? – uniósł jedną brew, po czym się skrzywił. Poruszył ostatnią raną.
-
W granicach przyzwoitości – popatrzyłam na niego znacząco.
Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
---------------------------------------------------------------------
Oto część mojego pierwszego pomysłu na fanfiction na podstawie HP. Znów pojawia się lempata. Tym razem jednak pod imieniem, które już znacie. Hana jest w wieku Harry'ego, Rona i Hermiony. Przyjaźni się z nimi... może nie będę robić większych spoilerów?
Pozdrawiam :)
Świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
blogtylkodlamnie.blogspot.com