Opowieść Mirty Fenix #11
'SPOD PIÓRA BENA'
Okazało się,
że kartka którą znalazła Mirta jest listą zakupów Ginny. Później dni zaczęły
płynąć tak samo. Mirta zamieszkała na czas nieokreślony w domu Potterów, tak
samo jak Ron i Hermiona.
Każdego dnia rano Mirta szła do kuchni
na śniadanie, po czym na świeżym powietrzu sprawdzała wraz z Harrym, czy nie ma
czarodziejskiej mocy. Nic to jednak nie dawało. Za każdym razem jedynie
wymachiwała różdżką. Żadne zaklęcie nie działało. Później Hermiona dbała o jej
wiedzę. Ćwiczyła z nią nad książkami. Nie tylko magicznymi, ale także nad
podręcznikami do szkoły. Ron uczył ją latać na miotle, co naprawdę źle jej
wychodziło. Następnie wszyscy zasiadali do obiadu. Po posiłku Mirta miała czas
na odpoczynek. Kiedy zbliżała się piąta Ginny uczyła ją zwykłych rzeczy, takich
jak gotowanie, pranie czy robienie na drutach. Późnym wieczorem, gdy było
ciemno, przyjaciółki uczyły ją astronomii. I tak upłynął tydzień i jeden dzień.
Mirta wraz z Ginny siedziała w kuchni.
Uczyła się cerowania. Oczy kleiły jej się. Coraz częściej przymykała je.
- Myślę, że na
dzisiaj wystarczy nauki – powiedziała uśmiechając się jej nauczycielka.
- Dziękuję –
odpowiedziała dziewczynka, wstając z krzesła.
Poszła do swojej sypialni. Przebrała
się w pidżamę i zaległa na łóżku. Zanim się obejrzała, zasnęła.
Widziała wysokiego, szczupłego
mężczyznę o jasnych, prawie białych krótkich włosach. Miał ostre rysy twarzy i platynowoniebieskie oczy. Był bardzo blady. Stał przed
dworem Malfoy’ów. Wyraźnie na kogoś czekał. Nagle na niebie pojawił się księżyc
w pełni.
Mirta obudziła się. Wyszła z łóżka i
zeszła po schodach. Stanęła przed tylnymi drzwiami do ogrodu. Przełknęła ślinę.
Coś jej mówiło, że robi coś złego. W gardle dusiła krzyk. Do oczu napłynęły
łzy. Rączka zaczęła jej drżeć. „Nie. Koniec tego. Jestem silna” – pomyślała.
Gwałtownym ruchem otworzyła drzwi. Wybiegła na środek ogrodu i osunęła się na
kolana.
W tym momencie za dom wyszli Harry,
Ron, Hermiona i Ginny. Wszystkich obudził tupot nóg na schodach. Przyglądali
się dziewczynce, która zaczęła cichuteńko płakać. Księżyc wyszedł zza chmur i
oświetlił całe podwórko. Była pełnia.
Nagle zaczął wiać lekki wiatr.
Dziewczynka wstała. Kiedy podmuch powietrza dotknął jej włosów, te zaczęły
robić się srebrno-białe. Ginny omal nie krzyknęła. Jej skóra była bielsza od
śniegu. Ale nie to było najdziwniejsze. Bowiem koszula nocna małej zaczęła świecić
i wydłużać się. Po chwili sięgała kostek. W tym samym czasie jej rękawy
zniknęły. Sukienka zrobiła się dopasowana u góry i rozszerzała się ku dołowi.
Minęło kilka sekund, a cała kreacja zrobiła się lekko szara, jakby brudna. Tu i
tam pojawiły się dziury i przetarcia materiału. Włosy ułożyły jej się w koka,
który się lekko rozwalił. Dziewczynka zawyła i zaczęła mocniej płakać.
- Mówiłam, że
nim jest – szepnęła Hermiona.
Już miała iść
do dziewczynki, gdy zatrzymał ją Harry.
- Nie idź. Ona
potrzebuje tego. Wszystko się w niej skumulowało – wyjaśnił półgłosem.
- Muszę więcej
poczytać o takich, jak ona – przyrzekła sobie jego przyjaciółka.
- A wiesz, co
się z nią dzieje? – spytał trochę przestraszony Ron.
- Chyba tak –
odpowiedziała mu łamiącym głosem. – Musimy to przerwać.
- W takim
razie zróbmy to – szepnęła Ginny i wystąpiła naprzód.
Podeszła do Mirty. Dziewczynka
odwróciła do niej oczy. Były prawie zupełnie białe. Ciężko patrzyło w te zimne,
nienaturalnie błyszczące tęczówki.
- Spokojnie –
powiedziała bardziej do siebie niż do
Mirty.
Dziewczynka
wtuliła się w nią i zaczęła coś szeptać. Ginny przytuliła ją jak własną córkę i
popatrzyła na przyjaciół. Oni wyczekująco patrzyli na nie.
- Chodźmy –
szepnęła Ginny do Mirty.
- Dobrze –
odpowiedziała melodyjnym głosem Mirta.
Kiedy szły przez podwórze, dziewczynka spojrzała w niebo. Przystanęła.
Spojrzała na Ginny przerażonym wzrokiem. Ta szybko przystanęła i czekała. Nagle
wiatr zaczął coraz mocniej wiać. Wszyscy zaczęli szybciej oddychać. Serce Mirty
podskoczyło do gardła. Z nieba spadła kropla deszczu. Zapadła cisza. Po chwili
zrobiło się mgliście.
- UCIEKAJCIE!
– krzyknęła Mirta, tak głośno, jak umiała.
Strach zagościł w sercach wszystkich
zebranych. Mirta rozłożyła ręce. Stała tak przez dłuższą chwilę. Wszyscy
krzyczeli, by wróciła do domu. Dokoła zapanował chaos. Tu i tam leżały powalone
drzewa i krzewy. Z dachu zaczęło zrywać dachówki. Dziewczynka wciąż stała. Tu i
tam latały śmieci.
- Nie! –
krzyczała Ginny, którą trzymał w pół Harry.
Mirta jednak
nawet nie spojrzała na białą jak śnieg twarz Hermiony. Dorośli gnieździli się
przy oknach. Dziewczynka miała coraz większy problem ze stawianiem oporu.
Zaczynało jej brakować sił. Już miała się poddać, gdy usłyszała krzyk Hermiony:
- Mirto,
jesteś lempatą! Nawet największy ból nic ci nie zrobi! Bądź silna! Jesteś
naszą… jedyną nadzieją!
Te słowa pokrzepiły dziewczynkę, choć
nie miała pojęcia kto to lempata. Jeszcze raz spróbowała pokonać wichurę.
Nagle zrobiło się zimno. Dokoła
pojawiła się mgła. Harry dobrze wiedział, co to oznacza. Serce zabiło mu
szybciej. Już chciał wyciągnąć różdżkę, gdy zorientował się że zostawił ją w
sypialni na piętrze. Pobiegł w tamtą stronę. W tym czasie ze wszystkich stron
poczęli nadlatywać dementorzy. Mirta przerażona czuła jak wysysają szczęście z
dorosłych, którzy stali bezradnie. Taka ilość potworów była za duża. Nikt nie
potrafił pomyśleć o ratunku. Kiedy stwory zbliżyły się do dziewczynki, im
zrobiło się słabo. Dementorzy wirowali wokoło Mirty.
- Nie. Nie
pozwolę… - szeptała do siebie.
Zaczęła intensywnie
myśleć o miłych rzeczach: o poznaniu
Harry’ego; o trafieniu do Hogwartu; o bajkach, które jej
czytał tata; o tym, że miała prawdziwych rodziców. Niestety, nie zaznała zbyt
wielu szczęśliwych momentów w swoim krótkim życiu. Było jej coraz trudniej.
Spojrzała ku księżycowi. Tylko on jej pomagał. Jakby śpiewał pokrzepiającą
pieśń. Lekko się uśmiechnęła. Dementorów przybywało. Siły uciekały z ciała
małego lempaty. Nagle księżyc zaczął zachodzić. To był już koniec. Jedyna
nadzieja zaczęła znikać.
Wszystko zaczęło być rozmazane. Mgła
przysłoniła świat. Mirta traciła przytomność. Nie mogła już dłużej wytrzymać.
Ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Upadła.
- Trzymajcie
się – szepnęła ostatkiem sił.
* * *
- Jak ma na
imię ta mała księżniczka? – spytała kobieta w turkusowej bluzce.
- Mirta –
odpowiedziała jej inna kobieta podobna do Mirty. Miała tylko inny kolor włosów.
* * *
- Jeśli chcesz uciekaj. Nieśli masz ochotę zostań. Pamiętaj o tym, że uczucia mają wielką moc. To co myślisz jest ważniejsze niż to, co mówisz. Słuchaj swych przeczuć, nie rozsądku. Pamiętaj, że bez przyjaciół nie przetrwasz długo – przeczytał wysoki mężczyzna w
garniturze. Miał na nosie grube okulary. – Bardzo pięknie piszesz, Ben.
- Dziękuję
panie profesorze – odpowiedział chłopak w wieku mniej więcej trzynastu lat.
Miał płomiennorude włosy.
* * *
- Posłuchaj
mnie, Klaro – poprosił ten sam chłopiec tylko trochę starszy.
- Dobrze,
czytaj – poprosiła dziewczynka o błękitnych oczach.
- Pamiętaj
o współczuciu. O magii i odwadze,
którą nosisz w sobie. Nie rób rzeczy rozsądnych. Nie myśl wiele. Po prostu rób, co
uważasz za słuszne…
- Znowu coś wymyśliłeś – zaśmiała się.
* * *
- Ben, znalazłam przypowieść, o której mówiłeś –
uśmiechnęła się błękitnooka kobieta.
- Tę o dziecku słońca i księżyca?
- Tak.
* * *
Mirta
obudziła się. Dokoła latali dementorzy. Usiadła. Spojrzała na jednego z nich.
Uśmiechnęła się do niego. Ten podfrunął do niej. Mirta wyciągnęła rękę. Stwór
nie podał jej swojej starej dłoni.
Dziewczynka cofnęła rękę i czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Po chwili potwór przysunął
się niebezpiecznie blisko. Nagle chwycił Mirtę za sukienkę. Podniósł ją i
pofrunął ku gwiazdom. Mirta nawet nie krzyknęła. Mało tego – wciąż się
uśmiechała. Wtem puścił ją. Dziewczynka leciała w dół z niesamowitą szybkością.
Przed oczami miała scenę śmierci swojego ojca. Już myślała, że nareszcie go
znów zobaczy. Było to nawet przyjemne. Kiedy jednak usłyszała znów słowa matki,
postanowiła, że nie urodziła się bez celu. Zawzięła się i postanowiła, że nie
umrze na marne. Nie po to widziała, jak giną ludzie, by umrzeć teraz. Po chwili
zobaczyła glebę. Wiedziała, że to zaboli, lecz nie bała się. Zamknęła oczy.
Ku jej
zdziwieniu nie poczuła żadnego wstrząsu.
Nie czuła też, że dalej leci. „ Umarłam” – pomyślała. Otworzyła jednak oczy.
Stała pośród setek dementorów na podwórku domu Potterów. Zadowolona wrzasnęła
na potwory i tupnęła nogą:
- Fugiant Bestiae!
Nagle spod
jej stópki wyleciała biała mgła, która odgoniła potwory. Te widocznie
przerażone w większości pouciekały w stronę nieba.
Wtem Harry
nareszcie zbiegł po schodach.
- Expecto
Patronum! – usłyszała z jego ust Mirta.
Od razu z jego różdżki wyskoczył biały jeleń. Patronus Harry’ego
skutecznie odgonił dementorów. Kiedy dziewczynka już miała zamiar się cieszyć
jeleń przeszył ją swym porożem. Mała osunęła się na kolana. Ból był
niewyobrażalny. Dorośli już do niej biegli. Niestety, Mirta zemdlała na
ramionach Harry’ego.Kto to lempata?
Co widziała Mirta?
Skąd tylu dementorów, w ogródku Potterów?
Kiedyś się dowiemy...
Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
------------------------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział pisało mi się wspaniale. Na ten moment czekałam. Akcja się zagęszcza. Mam nadzieję, że przyjmiecie go optymistycznie. Pozdrawiam :)
Komentarze
Prześlij komentarz
Każdy komentarz dodaje więcej sensu temu, co tu robię.
Dzięki, że jesteś :)