Opowieść Mirty Fenix #13
'POWIETRZE'
Dokoła padał
śnieg. Wszędzie było biało. Tylko niebo było czarne jak smoła. Na horyzoncie nie
było nic widać. Mała dziewczynka kroczyła boso przez zawieruchę. Było jej
naprawdę zimno. Skąpo odziana w białą, krótką sukieneczkę z cienkiej tkaniny
brnęła przez śniegi. Nie znała celu swej podróży. Czuła jednak, iż nie jest to
zwykła przechadzka. Co chwila zapadała się w śniegu; raniła o niewidzialne
korzenie; upadała z wycieńczenia. Jednak zawsze podnosiła się i brnęła dalej.
Nie wiedziała, ile już idzie ani dokąd zmierza.
I tak po długiej wędrówce bez celu
zniknęły w dziewczynce siły. Upadła. Nagle wewnątrz jej pojawiło się przyjemne
ciepło. Przed nią stanęły dwie kobiety; jedna ubrana w błekit, druga na czarno.
Obie były podobne jak dwie krople wody. Jednak ta pierwsza była blondynką o
spieczonej słońcem skórze. Jej towarzyszka miała kruczoczarne włosy i potwornie
bladą karnację. Jedna niosła w swych ramionach kulę ciepła i światła. Druga, ciemno ubrana, dźwigała srebrzysty półksiężyc. Obie stanęły przed Mirtą,
wyciągając do niej ręce. Ona chwyciła je. Świat zaczął wirować.
Kiedy wirowanie ustało, oczom
dziewczynki ukazał się niewielki most. Łączył on dwa końce szerokiej rzeki w
jakimś parku. Był dość wysoko nad taflą wody. Na niebie nie było ani jednej
chmurki. Mirta rozejrzała się. Kobiety zniknęły. Po dosłownie sekundzie na moście
pojawiła się młoda para z wózkiem. Kobieta z ciemnymi włosami do ramion szła
obok mężczyzny o kędzierzawej rudej czuprynie. W różowej spacerówce siedziała
mała dziewczynka ze smoczkiem w buzi. Była przesłodka. Miała rude krótkie
loczki i błękitne oczy. Rozbawiona goniła wzrokiem ptaka, który leciał wysoko.
Jej rodzice rozmawiali. Stanęli na środku mostu.
- Ben, nie
martw się. Wszystko się ułoży – powiedziała kobieta.
- Ale zrozum
mnie, Klaro – żachnął Ben. – Nigdy nie myślałem, że ta przypowieść jest
prawdziwa.
- Nie zaprzątaj
sobie głowy tymi opowieściami. To tylko bajki.
- To nie są
bajki. Sama widzisz, co się dzieje z Mirtą.
Dziewczynce
zabiło serce. Mirtą? Czy to są jej rodzice?
- Ben, to nie
prawda. Mirta nie ma nic wspólnego z tą przypowieścią o Dziecku Słońca i
Księżyca.
- Mylisz się.
Zauważyłaś, że Mirta jest wiecznie zamyślona?
- Ben, to
tylko dziecko! – krzyknęła Klara. – Ona musi się dopiero nauczyć myślenia!
- Wcale nie! –
odkrzyknął jej Ben.
Nagle mała Mirta spojrzała w stronę
zakrętu rzeki. Następnie wszystko działo się bardzo szybko. Zerwał się silny
wiatr. Na niebie pojawiły się chmury. Powiało chłodem. Zza zakrętu wyłoniła się
wielka trąba powietrzna. Rodzice Mirty zaczęli krzyczeć i uciekać przed siebie.
Wtem huragan uderzył w most, który pofrunął do wody. Klara i Ben starali się
wynurzyć i ratować córkę. Wszyscy wypłynęli na powierzchnię, gdy wielkie drzewo
spadło do wody na Bena i Klarę. Obydwoje szarpali się przez chwilę, po czym
opadli bez sił. Po chwili mała dziewczynka została wyrzucona przez nurt rzeki
na pień wielkiego dębu, który się zawalił.
Jedenastolatka zaczęła krzyczeć. Sama
wskoczyła do wody. Znów pojawiły się dwie kobiety. Tym razem jednak dwa ciała
niebieskie przez nie niesione połączyły się srebrną, prawie przeźroczystą
nicią. Dziewczynce zaczęło brakować powietrza. One pociągnęły ją jeszcze
głębiej.
Po chwili Mirta znów samotnie
wypłynęła na powierzchnię. Tym razem siedziała w kałuży. Dokoła podał deszcz.
Stanęła na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną. Samochody jechały jeden za
drugim. Zbyt dobrze znała tą scenerię. Po niebie przeleciał stary gołąb. W tym
momencie zaświeciło się czerwone światło i srebrny peugot zatrzymał się. Mirta
zobaczyła młodszą siebie, kiwającą głową do piosenki z radia. A na przednim
siedzeniu siedział… jej tata. Mirta jeszcze raz dokładnie przyjrzała się twarzy
ojca. Łzy pociekły jej po bladych policzkach. Już wiedziała, że to koniec.
Zaczęła szlochać. Błagała w duchu, by zielone światło nigdy nie pozwoliło mu
ruszyć. Mówiła sobie cicho, że to nieprawda, że jej ojciec nie ruszy z miejsca.
Tylko się okłamywała. Spojrzała w brązowe oczy mężczyzny. Tyle pięknych chwil;
tyle wspólnie obejrzanych filmów; tyle odbytych spacerów; tyle zmarnowanych
godzin na zabawę na placach zabaw; i tu za kilka sekund wszystko się zmieni.
Zielone światło rozbłysło. Kierowca
powoli ruszył. Mirta zaczęła krzyczeć, by się zatrzymał. Zaczęła biec za
samochodem. W tym momencie Na drogę wyskoczył opel i wjechał w przód peugota.
Wszystko wyglądało jak na zwolnionym filmie. Tu i tam posypała się blacha, nie
mówiąc o szkle. Tata Mirty uderzył głową w kierownicę, lecz poduszka powietrzna
nie zadziałała. Któryś z kierowców wyskoczył z samochodu i wyciągnął telefon.
Starsza Mirta podbiegła do ojca i pogłaskał go po policzku. Zaraz podczołgała
się do nich jej młodsza wersja i potrząsnęła jego ciałem. Nie widziała swojej
starszej osoby. Przyjechała karetka. Mirta położyła głowę na kolana i zaczęła
płakać. Krople deszczu przeszywały jej ciało. Nagle podeszły do niej owe
kobiety. Tym razem księżyc i słońce przewleczone były jeszcze błękitną nicią.
Świat zaszedł mgłą. Mirta nic nie
widziała. Po chwili poczuła, że musi iść przed siebie. Okazało się, że stoi w
dymie.
Zobaczyła Roberta i Katarzynę, swoich rodziców, w płonącej kuchni. Jej mama
odkręciła kran i zaczęła polewać całe pomieszczenie. Obydwoje krzyczeli. Nagle
usłyszeli głuchy trzask, dobiegający z przedpokoju. To szafka spadła na Mirtę.
Katarzyna podeszła do Roberta i pocałowała go. Dłuższą chwilę obściskiwali się
wśród płomieni. Wyglądało to naprawdę tragicznie. Dopiero teraz sercem Mirty
poruszyła ich śmierć. Nagle do kuchni wbiegli strażacy. Niestety, rodzice Mirty
byli bardzo poparzeni i mocno podtruci dymem. Ból pociągnął za serce małej
dziewczynki, stojącej w kącie. Za oknem słońce zaszło za chmury.
Znów pojawiły się bliźniaczki i pokazały jej czerwoną nić, łączącą je.
Wszystkie weszły w płonącą firankę. Po sekundzie dało się czuć przyjemny, leśny
zapach. Mirta wyłoniła się zza zasłony liści wierzby płaczącej. Znalazła się przy
stawie ciotki Hariet. Zobaczyła siebie sprzed dwu miesięcy. „Nie, ja nie chce.
Nie chce na to patrzeć – pomyślała. – Chcę ogłuchnąć. Zamknąć zmysły.” Powodem
jej myśli były słowa Alice.
- Nie wolno ci
się moczyć! Czy ty nie wiesz, że arystokracką córką nie wolno się taplać? Ty
nie wiesz kim ty jesteś?!
- Jaką jestem
córką?
-
Arystokracką, ty głupia dziewczyno!
- Kim ja
jestem?
- Córką Bena i
Klary!
- Ale moi
rodzice mieli inne imiona!
- Nie. Twoi
prawdziwi rodzice zmarli, gdy ty byłaś tą małą dzieciną! A ci Polacy cię
przygarnęli!
- T-to nie
j-jest prawda!
Po chwili znów usłyszała całą rozmowę.
Dziwnie się patrzyło na tą scenę z boku. Nagle ziemia się osunęła. Kobieta i
dziewczynka poleciały w dół. Mirta stała w powietrzu. Cała scena była jakby za
mgłą.
Kobiety znów się pojawiły. Tym razem ich atrybuty połączyły się czwartą
nicią o zielonkawej barwie. Chwyciły Mirtę pod ramiona i pofrunęły w stronę
nieba. Dziewczynka zobaczyła białe światło na końcu tunelu. I nagle zapadła
ciemność…
* * *
Mirta poczuła kłucie w boku. Podniosła
się i otworzyła oczy. Była pewna, że zobaczy dom Potterów, lecz się pomyliła.
Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Tu i tam panowała ciemność. A ona jakby
siedziała na mgle.
- Witaj –
usłyszała koło siebie cichy, wesoły głos.
Odwróciła
głowę. Stały tam dwie dobrze jej znane postacie. Mirta wstała. Kobie ruszył
przed siebie, a krok w krok za nimi szła ona. Stanęły. Przewodniczki wyciągnęły
przed siebie ręce. Srebrna nić odczepiła
się od nich. Powędrowała wysoko . Tam zamieniła się w srebrne światło, które
spłynęło do stóp Mirty. Po chwili i błękitna nić poszła w ślady koleżanki.
Jednak ona zmieniła się w piękną łunę na jej przeciw. Tak samo zrobiły czerwona
i zielona nić. W ten sposób powstało pomieszczenie niewielkich rozmiarów
zrobione ze świateł. Nagle ich końce zaczęły zwężać się ku górze.
- Nic z tego
nie rozumiem – powiedziała zauroczona Mirta.
- Jesteś kimś
więcej niż dzieckiem. Pamiętaj o tym – odpowiedziały jej chórem.
- A co to za
miejsce?
- Tylko ty
możesz odpowiedzieć na to pytanie.
Wszystkie
kolory połączyły się w jeden srebrny promień, który opadł na Mirtę. Ta poczuła,
jak znika.
- Żegnaj –
powiedziały kobiety.
- Mam tylko
jedno pytanie…
- Sama znasz
na nie odpowiedź, tylko jeszcze o tym nie wiesz.
Mirta rozpłynęła się w księżycowym świetle…
Co to za miejsce?
Kim są te kobiety?
Po co pokazały Mircie jej przeszłość?
To naprawdę ciekawe...
Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
--------------------------------------------------------------
Pozdrawiam :)
Komentarze
Prześlij komentarz
Każdy komentarz dodaje więcej sensu temu, co tu robię.
Dzięki, że jesteś :)