Dwie Dusze #27
'ZAPACH SMUTKU'
Seba
pobiegł w stronę frontowego wyjścia, a ja za nim. Po piętnastu minutach byliśmy
gotowi, by ruszyć w podróż. Spotkaliśmy się koło dyżurki.
-
Masz wszystko? – spytał, a ja
przytaknęłam.
-
A ty?
-
Też… - w tym momencie wszyscy wyrośli jakby spod ziemi. Byli Alfa i Omega,
Kasia, Lena i Laura, Milena, Lilia, Daria, Rika i Netka – po prostu cała
pierwsza „a”.
-
Gdzie dokładnie idziecie? – spytał Omega.
-
Stary, gdzie byśmy mogli iść? Przed siebie! – odparł Seba.
-
A kiedy wrócicie? – zaaferowała się Milena.
-
Wtedy, kiedy przyjdzie właściwy moment – wypalił mój towarzysz.
-
W takim razie życzymy wam szczęścia! – wrzasnęła Netka.
-
Dzięki… pewnie się przyda – odpowiedziałam, posyłając Kaśce nienawistne
spojrzenie.
Wyszliśmy
przed budynek. Czułam na plecach spojrzenia innych, idąc w nieznane…
Minęliśmy kilka ulic w milczeniu.
Przeszliśmy koło mojego domu, nawet nie niego nie patrząc. Tuż za warzywniakiem
„U Buraka” znajdował się jakby inny świat. Nie było tu wysokich bloków, ani
domów z ogródkami. Za to nie sposób było przeoczyć kominów fabryki, która
produkowała wszystko i nic zarazem. Wszędzie było pełno żużlu i torfu.
Pojedyncze drzewa wyglądały na schorowane. Kawałek za fabryką znajdowało się
małe osiedle, na którym znajdowały się… domki kempingowe i kampery – tu
mieszkali najbiedniejsi. A wszystko otaczał las. Weszliśmy między drzewa. Po
chwili znaleźliśmy coś w rodzaju drogi. Postanowiliśmy nią iść, dopóki nic
lepszego nie wymyślimy.
-
Czemu tak nagle podjęłaś tę decyzję? – spytał nagle Seba.
-
Nie wiem. Może przez Kaśkę – burknęłam, dotykając nos.
-
A o co wam poszło? – popatrzył na mnie. Byłam pewna, że cała sytuacja go bawi.
-
O wszystko się mnie czepia. Taka już jest i trzeba do tego przywyknąć –
odpowiedziałam.
-
Eh… dziewczyny… - usłyszałam jak szepta.
-
A faceci to anioły? Też nie jesteście lepsi – skwitowałam.
-
Wypraszam sobie. My nie kłócimy się o byle co i nie mamy takich problemów jak
„ona ma taką samą bluzkę jak ja, odgapiara”.
-
Nienawidzę cię – szepnęłam.
Zapadło
milczenie. Szliśmy i szliśmy, co jakiś czas patrząc na mapę. I nic się nie
działo. Prowadziła nas szeroka na dwa
metry żwirowa droga. Mijały godziny. Jedna po drugiej, aż minęło pięć.
Wyszliśmy z lasu, akurat, gdy wschodziło słońce. Dalej było już tylko pole. Nic
więcej. W powietrzu czuło się zapach zimy, jodeł i smutku.
Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
------------------------------------------------
Do tej kłótni zainspirował mnie Joachim, któremu za to serdecznie dziękuję. Jodły, smutek, zima... Ciekawe co będzie następnym zapachem.
Tym razem dedykuję pewnej dziewczynie, dzięki której powstał ten blog. Dziękuję Ci, Lamciu :*
Pozdrawiam :)
Co mogę powiedzieć... Ten rozdział był według mnie trochę nudny. Więcej nie potrafie napisać :/
OdpowiedzUsuń