Opowiadania i sceny bez ładu i składu #61
"CZYM JEST MIŁOŚĆ?"
Siedzieli razem na skalnej ławie, spoglądając w gwiazdy. Latające wyspy sunęły po niebie tak powoli, że nikt tego nie dostrzegał. Ciemna strona Księżyca świeciła wyjątkowo jasnym blaskiem. Ten wieczór był idealny, nie za zimny i nie za wilgotny. Niebieskawa skóra Sami lśniła fioletową poświatą, jej czerwone włosy rozwiewał leciutki wietrzyk. Nie zauważyła, że Teodor wciąż jej się przygląda. Człowiek i senny duszek bez serca. Para tak nierealna, a tak cudowna.
- Na początku żałowałam, że przybyłeś, chciałam cię odesłać do twojego świata. - Zaczęła nagle, nie patrząc mu w oczy. - Ale kiedy odszedłeś pierwszego wieczora, zaczęłam się zastanawiać nad tym, co mówiłeś. Miłość. To pojęcie spędzało mi sen z powiek. Długo nie mogłam dojść do tego, czym ona jest.
- Dziś już wiesz? - przerwał jej, jak to miał w zwyczaju.
- Tak, wiem.
Ich spojrzenia się spotkały. Uwielbiał takie momenty. Gdy nie istniało nic prócz nich samych.
- Więc czym jest? - spytał w końcu.
- To balansowanie na bardzo cienkiej linii między uwielbieniem, a nienawiścią.
Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
Komentarze
Prześlij komentarz
Każdy komentarz dodaje więcej sensu temu, co tu robię.
Dzięki, że jesteś :)