Opowiadania i sceny bez ładu i składu #67
"CIEŃ NA DOLNEJ POWIECE"
Siedzieli na szkolnej ławce. Korytarz był idealnie pusty. Trwała lekcja, a oni musieli czekać godzinę, by napisać sprawdzian z biologii. Panowała idealna cisza. Każde milczało, nie śmieli użyć strun głosowych. Wiedzieli jak wprawić je w drgania, ale teraz wydawało się to być wyjątkowo trudne, wręcz niewykonalne. Niewygodnie było ciągle gapić się w sufit, uciekać spojrzeniem. Nie powtarzali materiału, oboje przyszli tu dla czystej formalności. Ale równie niewygodnie było zaczynać rozmowę.
Ubierali się podobnie - na czarno. Bluzy z kapturem i T-shirty z napisami. Dżinsy, w jej przypadku z dziurami i łańcuchem. Jednak wyglądali zupełnie inaczej. On ubierał się normalnie, po prostu wygodnie. Ona wydawała się zamknięta w sobie. Niektórzy powiedzieliby o niej "goth", inni "emo", a jeszcze inni nadali by jej miano rockmanki. On był sporo wyższy, blondyn o nieogarniętej czuprynie falowanych kosmyków i niebieskich oczach. Ona niziutka, zielonooka chudzina z włosami o nijakim kolorze i fakturze.
- Wiesz, czego nie rozumiem? - spytał nagle.
- Pierwiastków?
- Baaaardzo śmieszne. Ciebie.
- Czego konkretnie?
- Dlaczego tak mocno się malujesz.
- Dzięki temu nie widać, gdy się rozmarzę. Mogę płakać do woli - uśmiechnęła się.
- Często to wykorzystujesz?
- Przy tobie? Zawsze.
Diamentowa Róża
[prawa autorskie zastrzeżone]
Komentarze
Prześlij komentarz
Każdy komentarz dodaje więcej sensu temu, co tu robię.
Dzięki, że jesteś :)